wtorek, 3 maja 2016

Rozdział XV

     Otwieram oczy i widzę ciemność. Nie cieszy mnie to za bardzo, żałuję, że nie mam obrazu sytuacji. Czuję, że mam związane ręce i nogi. Siedzę na ziemi oparta o coś zimnego, może ścianę. Podnoszę głowę gwałtownie jednak przeszywa mnie ból wyrywa mi się cichy jęk. Gdzieś niedaleko słyszę szelest. Jednak to nie są słudzy Uranosa, ponieważ chwilę później z tego samego miejsca rozlega się cichy głos.
-Amber? To ty? –rozpoznaję Chiarę. Ma chrypkę.
-Tak… Co z resztą? Obok mnie nie ma nikogo- mówię zrozpaczona.
-Nie wiem, obudziłam się jakiś czas temu i słyszałam jak ktoś mówił, że jedno z nas jest na wykończeniu- szepcze, a w jej głosie słyszę panikę.
-Nie powinni pozwalać mi, Alexowi i Adamowi iść na misję… Jesteśmy zbyt świ…- zaczynam się rozklejać jednak zanim łzy zdążyły popłynąć, Chiara mi przerywa.
-Ktoś idzie. Bądź cicho i udawaj nieprzytomną- milknie, a ja wykonuję jej polecenie. Zamykam oczy. Drzwi otwierają się ktoś zapala światło.
-To niewiarygodne, że omija mnie najlepsza zabawa- słyszę głos jakiejś dziewczyny.
-Ja też tu jestem. Tak samo niepocieszony- odpowiada jej męski głos.-Czy Uranos mówił ci jak udała się jego manipulacja umysłami?
-Powiedział, że żadne z nich się nie dało przekonać, ale powinieneś się tego domyślić bez mózgu. Był wściekły. Ale pocieszeniem jest to, że ten tu będzie za niedługo tylko wspomnieniem- w gardle staje mi ogromna gula. Czy o kim ta dziewczyna może mówić. O Adamie? Travisie? Czy… Alex’sie? Nie, nie mogę o tym myśleć. Wszyscy wyjdziemy z tego cało. Nie mogę ich stracić.
-Oddycha jeszcze w ogóle?- słyszę zaciekawiony głos chłopaka. Przez chwilę słychać tylko ich kroki.
-Żyje… Hmmm może nie będziemy mu przeszkadzać w konaniu. Jak się obudzą będą naszymi niewolnikami- śmieje się szyderczo.
-Chodźmy. Później jeszcze do nich zajrzymy- wychodzą zatrzaskując drzwi i prawdopodobnie zamykają je dla pewności na kłódkę. Leżę jeszcze chwilę nieruchomo, a gdy mam już pewność, że mnie nie usłyszą podnoszę się. Otwieram oczy, ale oślepia mnie światło, więc szybko zamykam oczy, a potem mrugam chwilę chcąc aby moje oczy szybciej przyzwyczaiły się do nowej sytuacji.
-Zostawili włączone światło? A co jeśli by się ktoś z nas obudził?- pytam odruchowo patrząc w kierunku z którego wcześniej dochodził głos Chiary. I rzeczywiście. Jest tam.
     Wstrzymuję oddech widząc ją. Ma rozcięty prawy łuk brwiowy  i wargę, podbite  prawe oko, a z czoła po prawym policzku spływała krew jednak ciężko ocenić kiedy, ponieważ teraz jest zaschnięta.
-Zaraz się dowiemy- odpowiada. Rozglądamy się po pomieszczeniu. Jest to ogromny magazyn. W pewnej odległości ode mnie widzimy nieprzytomną Allie. Niestety nigdzie nie mogę dopatrzeć się żadnego z chłopaków.
     Obie mamy związane ręce i nogi. Jednak nasi porywacze nie są chyba zbyt inteligentni skoro zawiązali nasze ręce z przodu. Każdy głupek wie,ze jeżeli nie chce się aby przetrzymywany się uwolnił należy związać jego ręce z tyłu, a i nie zawsze to pomaga. Szybko rozwiązujemy swoje nogi, potem cicho zbliżamy się do siebie i nawzajem rozwiązujemy sobie ręce. Powoli podnosimy się z ziemi i podochodzimy do Allie. Jest nieprzytomna, jednak raczej wygląda jakby spała. Cicho usiłujemy sprawić aby się ocknęła.
Udaje nam się dopiero po dziesięciu minutach.
-Co się dzieje? Gdzie my jesteśmy?- pyta półprzytomna.
-Problem w tym, że nie mamy pojęcia. Na początek musimy znaleźć chłopaków- wzdycha Chiara.
-Okej, no to chodźmy- chce się podnieść jednak ją powstrzymujemy.
-My się tu rozejrzymy, ty spróbuj dojść do siebie. Mdlejąca na wiele się nie przydasz- gdy napotykam jej wzrok dziękuję w duchu, że nie ma zdolności zabijania wzrokiem. Byłabym największym z największych trupów.- Jak usłyszysz, że ktoś się zbliża to nas zawołaj- rozdzielamy się aby przeszukać magazyn.

***

     Dzisiejszy dzień jest upalny. Najgorętszy w ciągu całego lata. Słońce parzy moją i tak już rozgrzaną skórę. Wzdycham z irytacją. Poinformowaliśmy już Reynę i Chejrona, którzy kazali nam poczekać na posiłki. Jednak gdy poinformowaliśmy, że jest możliwy atak na obozy nie byli już tacy pewni. Postanowiliśmy, że my pierwsi zrobimy zwiad, a dopiero wtedy poinformujemy ich co udało się nam odkryć. Po kilka godzin w ciągu dnia kręcimy się w okolicy opuszczonej restauracji, ale niestety nic się nie dzieje. Sfrustrowany siadam na chodniku.
-Max! Chodź szybko!- obok mnie pojawia się Carmen.
-Co jest?- podnoszę się z ziemi.
-znalazłam ślady. Ludzkie. Prowadzą w głąb lasu. Nie mam pewności czy to ich, ale możemy to sprawdzić.
-No dobra. To chodźmy się dowiedzieć. Niewiele jest do stracenia- zbieramy się wszyscy razem. Carmen pokazuje nam ślady kierujące się tak jak mówiła w głąb lasu. Bierzemy pod uwagę fakt, że ktoś mógł po prostu wybrać się na spacer jednak i tak postanawiamy to sprawdzić.

***

     Stoję w oknie jednak zamiast podziwiać widoki stworzone przez Gaję patrzę w niebo. Przez tysiące lat zbierałem siły. Teraz gdy jestem już gotowy do odzyskania władzy na mojej drodze staje badna herosów. Może Ambrozja, Allison, Chiara, Travis, Adam i Alexander nie są w stanie mi przeszkodzić, jednak ich przyjaciele są irytujący. Kręcą się wokół restauracji zamiast odpuścić. Moi ludzie i ja nie mamy zamiaru tam wracać. Nie mogę ryzykować, że znajdą ten przeklęty magazyn. Słyszę pukanie do drzwi, nie odrywając oczu od nieba pozwalam wejść mojej wojowniczce.
-Panie?
-Tak moja droga?- pytam przesłodzonym głosem.
-Czy nie powinniśmy już ruszać? Armia już kieruje się na grecki obóz.
-Jeszcze kilka minut kochana- uśmiecham się pod nosem.
-A co z rzymskim obozem? Czy jego też nie chcemy zająć?- pyta nic nie rozumiejąc.
-Och. Nimi zajmiemy się potem. Jestem przekonany, że przyjdą na pomoc swoim przyjaciołom, a wtedy zajmiemy się nimi. Później ich obóz będzie osłabiony- wyjaśniam jej cierpliwie.
-Ochhh to genialny pomysł, ale czy nie chcieliśmy opanować Olimpu?- podlizuje się.
-Dziękuję. Olimp jest następny na liście- macham ręką nakazując jej wyjście. Ach ci śmiertelnicy. Są słabi i potrzebują kogoś kto będzie nimi rządzić. Na szczęście tu pojawiam się ja. Otwieram drzwi i wychodzę z pokoju. Macham ręką i dmucha wiatr zamykając je za mną.

***

     Sadzamy półprzytomnych chłopaków obok siebie. Sprawdzamy czy nie mają jakichś poważnych urazów. Niestety jedynym poważnym problemem jest głowa Adama. Na czole ma ogromną raną. Krew co prawda już zakrzepła jednak to nie rozwiązuje naszego problemu. On najmniej pamięta i kojarzy, co się dzieje.
     Obok nas pojawia się Allie.
-Zabawne. Ale zobaczcie co znalazłam w owianej mgłą skrzynce- pokazuje nam nasze plecaki i broń.
-Nie wierzę. Kiepscy z nich porywacze, co?- śmieje się Chiara.
-Czekajcie. Ja mam chyba jeszcze batonik z ambrozją- zaczynam grzebać w swoim plecaku i wyciągam jeden nieodpakowany batonik. Otwieram go i kucam przy Adamie.- Adam? Słyszysz mnie?
-Mmm…- chłopak mruczy coś niezrozumiale.
-Zjedz kawałek- łamię kawałek i podaję do buzi. Adam zaczyna powoli gryźć czekoladę i przełyka. Widzę jak rana powoli zaczyna się leczyć. Patrzę na dziewczyny.
-Daj mu jeszcze kawałek, ale mniejszy niż poprzednio- Chiara odpowiada na moje nieme pytanie. Wykonuję jej polecenie. Adam otwiera oczy.
-Moja głowa- jęczy.
-Jeszcze trochę poboli. Mała ranka to nie była- uśmiecha się do niego Allie.
-Więc czemu się cieszysz, co księżniczko?- pyta ją, a ja już wiem, że czuje się lepiej skoro chce mu się przepychać z Allie.
-Bocieszęsię,żenicciniejest- mówi strasznie szybko i ja ledwo mogę zrozumieć o co jej chodziło, a Adam w ogóle nie ma pojęcia.
-Co?- pyta zdezorientowany.
-Bo się cieszę,ze nic ci nie jest- powtarza z miną męczennicy. Na twarzy Adama pojawia się szeroki uśmiech. Odsuwam się i siadam obok Alex’a.
-Lepiej już?- pytam go z troską.
-Spokojnie słońce. Dam radę- mruga do mnie, a ja oddycham z ulgą. Jednak nie na długo, bo już chwilę później słyszymy jak coś zaczyna tłuc się do drzwi magazynu. Odruchowo łapiemy za broń. Podnosimy się powoli, nasza piątka, bo nie pozwalamy najbardziej wyrywającemu się Adamowi brać w tym udziału. Drzwi magazynu otwierają się z hukiem, a w drzwiach pojawia się Max i jego przyjaciele z obozu. Chiara upuszcza swoją broń z hukiem i wpada w ramiona Max’a.

***

     No czeeeeść. Tutaj ja. Tak ja, ja… Zabawne, co? Nie było mnie tu ponad dwa miesiące. Dwa miesiące pisałam dwie i pół strony worda. HA HA HA. Kiedyś będę się z tego śmiać naprawdę, a teraz jestem strasznie zawiedziona swoim zachowaniem…. No wiecie. Już tak nie wiele brakuje, a ja zaczynam się obijać. No ale cóż. Jak za dużo na siebie biorę to muszę mieć to na uwadze….
No dobra, na serio obiecuję, że postaram się napisać nowy rozdział pod koniec tego miesiąca. Jeśli nie to na 100% będzie w czerwcu, przed wakacjami czy po to zależy od tego jak bardzo jeszcze będę musiała się spiąć z ocenami.
A teraz serdecznie zapraszam do komentowania.

Gabrysia M.

1 komentarz:

  1. Ulala Gabi :D
    Akcja się zawęża ale czemu tak wolno?
    No ja chce krew, śmierci i Chiare z Maxem xD
    Ogólnie rozdział fajny ale kiepsko było z pokojarzeniem faktów.
    Wiesz długi odstęp :D
    Jak dla mnie coś za łatwo im poszło. Czekam na piekiełko :D
    Besos
    PaKi :*

    OdpowiedzUsuń

Przeczytałeś/Aś rozdział? To teraz powiedz, co o nim myślisz. To na pewno zmotywuje mnie do działania! Zajmie Ci to tylko parę minut, a dzięki temu będę wiedziała co poprawić :).
Gabrysia M.