wtorek, 1 września 2015

Rozdział IX


     Wysiedliśmy z samochodu, Argus szybko odjechał pozostawiając nas samych sobie. Przez całą drogę milczeliśmy. Niektórzy- jak na przykład Allie- dosypiali. Jednak teraz skończyła się zabawa. Brak taryfy. Brak nadziei, że to może jest jednak głupi żart. Zarzuciliśmy plecaki na ramiona i ruszyliśmy do parku, w którym nie cały miesiąc temu obudziłam się nic nie pamiętając. Siadamy na trawie w cieniu starając się być jak najmniej zauważalni. Chiara w samochodzie wyjaśniła mi, że zazwyczaj na misję wyruszają trzy osoby, a i tak potwory potrafią ich całkiem nieźle wyczuć. Nas jest szóstka, więc musimy być jeszcze bardziej ostrożni.
    Siedzimy w milczeniu do póki nie zauważam, że wszyscy wlepiają we mnie wzrok oczekując, że jako przywódca misji powiem coś, co będzie miało jakikolwiek sens. Wzdycham. Szczerze wolałabym żeby mówił ktoś kto był już na misji.
-No dobra- zaczynam nie pewnie.- nie ma już odwrotu i musimy działać ostrożnie, bo nie chcemy natrafić na potwory i narobić sobie problemów- mówię drapiąc się w rękę. Napotykam wzrok Alex’a. Ma uniesione brwi. Denerwuję się.- Dobra ile mniej więcej mamy prowiantu?- pytam ich.
-Nie wiemy. Musimy to sprawdzić- odzywa się Chiara.
-No to zobaczmy- każdy otwiera plecak i wyciąga z niego jedzenie. Przeliczam mniej więcej wzrokiem.- Dwa tuziny kanapek. Czyli po cztery przypada na każdego- zaczynam.- Mamy dwanaście batoników z ambrozją. Sześć soków i sześć butelek wody lekko gazowanej. Dwie duże paczki herbatników,  jedną ciastek czekoladowych, Trzy drożdżówki, więc mam nadzieję, że podzielimy się nimi każdy po pół, wafle ryżowe?- patrzę zdziwiona na opakowanie.
-No co? Jesteśmy na misji! Potrzebujemy dużo energii, a mi właśnie wafle ją dają- broni się Chiara.
-Bleee, ale jak nie będzie nic innego to jakoś trzeba będzie przeżyć….- wzdycham.- Ja mam jeszcze tabliczkę gorzkiej czekolady, bo dodaje energii.
-Proponuję schować to do wszystkich plecaków, mniej więcej po równo, bo jeśli stracimy jakiś plecak nie będziemy głodować- odzywa się Adam.
-Zgadzam się- mówi Travis.
-Okey. Ja też się zgadzam- pakujemy jedzenie, każdy bierze po cztery kanapki po jednym rodzaju napoju, po dwa batoniki, resztę każdy wkłada tak jak się da.
-A ile mamy pieniędzy?- pyta Allie. Wysypujemy swoje oszczędności.- Sto dolarów, na bogów skąd tyle? I trzydzieści drachm, ale przypuszczalnie nie będziemy aż tyle potrzebować- mówi Allie.
-Dobra. Ja to przechowam- zbieram pieniądze i wrzucam do dwóch sakiewek. Obie chowam jak najgłębiej w małej kieszonce.
-Tak jeszcze dla pewności… każdy ma broń?- odzywa się Alex. Pokazuję, pasek, na którym w pochwie umieszczony jest mój sztylet. Chiara unosi bransoletkę i ukazuje jedną zawieszkę, która wygląda jak jej spiżowy sztylet.
-Mam miecz- Allie ukazuje miecz wsadzony do pochwy u jej boku.
-Ciekawe co widzą śmiertelnicy- zastanawiam się.
-Lepiej nie wiedzieć- wtrąca się Travis.- Ja też mam mój miecz- patrzy na Alex’a, który pokazuje „telefon”.
-A ja mam cały zestaw sztyletów w plecaku i miecz tutaj- on też ma broń przyczepioną do paska.
-A po co ci zestaw sztyletów casanovo?- Chiara patrzy na niego kpiąco.
-Ty powinnaś wiedzieć. Ja jeszcze nie byłem na misji- mówi wyzywająco.
-Nie chcemy kłótni!- mówię głośno chcąc ich uspokoić.- A teraz Travis nam opowie, co podsłuchał o naszej misji, bo za wiele to nam nie powiedzieli- wszyscy zwracamy głowy na syna Hermesa wyczekująco.
-Zacznijmy od tego, że są nie wyjaśnione zaginięcia herosów, starszych od nas, ale takich, którzy po dwóch, trzech latach przyjeżdżania do obozu stwierdzili, że im to nie potrzebne, bo i tak ich boscy rodzice są podrzędni, więc potwory nie atakują ich za bardzo- rozpoczyna.
-To bez sensu- przerywam mu.- Po co ktoś miałby porywać herosów?
-Może odchodzą z własnej woli, ale znikając z dnia na dzień ich znajomi i bliscy się martwią uznając to za porwania- tłumaczy mi Allie.- Kontynuuj Travis.
-Druga sprawa to taka, że pojawiają się potwory, o których żadne książki mitologiczne nie słyszały. Podobno sama Dwunastka o nich nie słyszała- dodaje przyciszonym głosem.
-Przecież to nie możliwe!- odzywa się Alex.- Znaczy… przecież nie da się stworzyć nowego potwora, demona czy jak im tam- patrzy po naszych twarzach.
-Teraz nie byłabym już tego taka pewna- kręci głową Chiara.
-No dobra. Najważniejsze jest to, że każdy w naszym świecie, wie, że pojawiło się nowe zagrożenie, więc może uda nam się działać, tak?- Adam patrzy po naszych twarzach, jednak nikt nie odpowiada. Nigdy nic nie wiadomo, kto postanowi ingerować w nasze zadanie.
-Dobra. Zbierajmy się- wstaliśmy wszyscy z trawy zabierając plecaki.
    Nie było nawet jeszcze dziesiątej, a słońce prażyło już jak oszalałe. Wyszliśmy z cienia i wyszliśmy na główną alejkę. Nie wiedziałam, co myśleć o tej misji. Przerażające potwory, które nigdy wcześniej nie istniały, masowe zaginięcia herosów. Dlaczego Olimpijczycy, nie mogą nam pomóc? Dlaczego nawet Zeus nie wie co się dzieje?
-Amber?!- słyszę wołanie. Zatrzymuję się jak wryta. Idący obok mnie przyjaciele zaskoczeni odwracają głowy, ja robię to samo. Widzę to czego obawiałam się najbardziej. Lucas i Spencer.
-Kto to?- Alex szepcze mi do ucha. W jego głosie słyszę ledwie zauważalną zazdrość.
-Ten chłopak znalazł mnie jak tu wylądowałam- mówię cicho, ale wszyscy moi towarzysze mnie słyszą.
-Amber- Lucas podbiega do mnie i przytula mocno, szybko odsuwam go od siebie jakby parzył.- Wybacz nam za mamę, czasem ma gdzieś nasze uczucia, ale zrobiła to co dla ciebie jej zdaniem było najlepsze- tłumaczy, ale zauważa wzrok moich przyjaciół i przerywa wywód.
-Gdzie ty byłaś? Szukaliśmy cię- podchodzi do nas Spencer.
-Znalazłam miejsce, do którego mama chciała mnie wysłać wiele lat temu. Miałam trochę pieniędzy, po prostu pojechałam tam- mówię chłodno.
-A oni?- Lucas patrzy na nich niezbyt przyjaźnie.
-Moi przyjaciele- wyjaśniam.
-Policja stwierdziła, że nie mają zamiaru ścigać wyobrażenia, ale wiesz, że kiedyś cię znajdą?- uśmiecha się krzywo Spencer. Kiedy ją poznałam wydawała się milsza.
-Dyrektor obozu to załatwi- odzywa się Alex.
-Ale, co tu robisz?- pyta Lucas nie zwracając uwagi na wcześniejszą wymianę zdań.
-Wybraliśmy się na wycieczkę- mówi ironicznie Chiara. W jej głosie słyszę również irytację.
-Musimy iść- Allie trąca mnie ramieniem.- Nie…. Miło było was poznać- odwraca się i zaczyna iść w kierunku, który obraliśmy wcześniej.
-Amber, może zaglądniesz do nas?- pyta Lucas.
-Nie mam zbyt przyjemnych wspomnień z tamtym miejscem- mówię.
-Amber! Musimy iść, bo może być kiepsko, za długo jesteśmy w jednym miejscu- stara się mnie odwieść od tego pomysłu Travis, ale rodzeństwo rozumie to opacznie.
-Czyżbyście byli zbiegami?- Spencer rozwiera oczy ze zdziwienia.- Ale jaja!- Allie wkurzona wraca do naszej grupki.
-Nie prawda! Nic tu nie widzieliście! Jesteśmy zwykłą grupką przechodniów, tylko wam się wydawało, że widzicie Amber!- woła zirytowana, a ja w duchu dziękuję, że w parku nie ma jeszcze wielu ludzi.
    Nagle zaczyna dziać się coś dziwnego. Oczy Lucasa i Spencer stają się zamglone, odwracają się od nas i idą w kierunku, z którego przyszli. Otwieram szeroko buzię ze zdziwienia. Widziałam już sporo dziwacznych rzeczy w moim życiu, ale czegoś takiego jeszcze nigdy.
-Co im się stało?- pyta zaskoczony Adam. Widzę go takim chyba po raz pierwszy od kiedy go poznałam. Zazwyczaj jest ironiczny i denerwujący.
-Mam błogosławieństwo Hekate, ale nigdy nie umiałam posługiwać się magią, zwłaszcza Mgłą- mówi dumna z siebie.
-Moja malutka Allie zdobyła nową zdolność- Chiara przyciąga do siebie blondynkę i czochra jej włosy.
-Nieeeeeeeee!!! Zostaw mnieeee!- moja siostra wyrywa się z objęć córki Dionizosa i zaczyna uciekać w kierunku, do którego zmierzaliśmy. Ze śmiechem ruszamy za nią.

 ***

   Dochodzi wieczór. Od rana przemierzyliśmy sporą drogę. Wyjechaliśmy z miasta jednym z autobusów i znaleźliśmy się- dosłownie powiedziawszy- w lesie.
-Nie jest źle- stwierdziła Amber.- Noc jest ciepła, prawdopodobnie nie będzie padać, więc, bez problemu możemy spać na bluzach.
-Mam całkiem spory koc. Pięć osób się zmieści- odzywa się Travis.
-Niby gdzie ci się to zmieściło koleś?- w głosie Adama wyraźnie słychać kpinę.
-Jestem mistrzem pakowania- wyciąga niewielkie pudełeczko i rozrzuca je, a ono rozkłada się w całkiem sporych rozmiarów koc.- Po drugie to cacko jest z firmy ojca- uśmiecha się triumfalnie na widok miny Alex’a i Adama.
-Powiedziałeś, że pomieści pięć osób, ale nas jest szóstka- wzdycha Allie.
-Fakt, ale ktoś musi trzymać wartę- wtrącam się.- Ja biorę pierwsze dwie godziny, potem obudzę Adama on obudzi Allie, ona Alex’a, potem Amber i Travis, może być?- pytam.
-Jasne- zgadzają się wszyscy.
    Kiedy słońce całkowicie znika za horyzontem, wszyscy układają się do snu, a ja siadam na trawie, w ręce trzymam broń, ale mam świadomość, że w lesie nie napadnie nas nic zbyt groźnego. Chyba, że jesteśmy obserwowani. Podsuwam kolana pod brodę i pogrążam się w myślach.
    Pakuję do plecaka ostatnią paczkę ciastek, zarzucam bagaż na plecy i wychodzę po drodze upijając łyk wina, które razem z rodzeństwem ukrywamy w swoich schowkach. Oczywiście skoro jestem dzieckiem Dionizosa, pięć małych łyczków na rozruszanie nie robi mi różnicy. Zamykam drzwi i przeskakuję po trzy schodki. Kieruję się do miejsca ogniskowego. Nagle przede mną pojawia się muskularna postać. Na sekundę przed zderzeniem, hamuję. Zadzieram głowę do góry i widzę uśmiechającego się do mnie Max’a.
-Chciałem ci tylko życzyć udanej misji- uśmiecha się, jednak znam go na tyle dobrze, że wiem, ze ma ochotę zacząć się ze mnie śmiać.
-Dziękuję Max- odpowiadam mu.
-Może uda nam się jeszcze porozmawiać- patrzy mi w oczy.
-Nie rozumiem o czym- udaję nie doinformowaną.
-Chiara, nie udawaj. Dobrze wiesz, że chcę żebyśmy wszystko sobie wyjaśnili- wzdycha z lekką irytacją.
-Wyjaśniliśmy sobie wszystko Max. Już kilka lat temu.
-Jednak to mi nie wystarcza, Chciałbym…. Chciałbym, żebyśmy byli sobie bliżsi- kładzie bi ręce na ramionach.
-Byliśmy. Kiedyś- strącam jedną z jego rąk. Jednak zanim zdążam strącić drugą on zbliża się do mnie. Zaskoczona nie zdążam się uchylić i chłopak całuje mnie. Oddaję pocałunek, jednak kiedy wraca mi myślenie szybko odpycham od siebie chłopaka.
-Jesteśmy dla siebie stworzeni słońce –uśmiecha się.- Jeszcze będziemy razem- całuje mnie w czoło i odchodzi, zostawiając mnie jak wmurowaną w ziemię.
    Wstaję z trawy i podchodzę do śpiących na kocu przyjaciół. Potrząsam lekko Adamem i mówię mu, że nadeszła jego kolej warty. Chłopak siada na trawie, a ja zajmuję jego miejsce. Zasypiam szybko.

***

    Witam herosi!
Taaak! Nowy post na pocieszenie, że zaczyna się kolejny rok szkolny i rozdziały będą się pojawiały z pewnością rzadziej i będą prawdopodobnie krótsze nawet niż te teraz. Jednak na razie się tym nie przejmuję.
Rozdział zadedykuję A. i PaKi, które od czasu do czasu mi doradzały i wymagały różnych fragmentów XD.
A teraz dziękuję i zapraszam do komentowania:
Gabrysia M.