niedziela, 29 marca 2015

LIEBSTER BLOG AWARD

1. Ulubione imię męskie i żeńskie?
Odp: Artur i Lili. 2. Ulubiony przedmiot w szkole?
Odp: Język polski i historia (nie umiem wybrać jaki lepszy). 3. Najgorsza przeczytana książka?
Odp: "Wierna" ta część do mnie nie przemawiała. 4. Ulubiona piosenka?
Odp: Aktualnie The Script- Breakeven. 5. Imię najlepszego przyjaciela/przyjaciółki?
Odp: Angelika. 6. Najsmutniejsza komedia? :D
Odp: Nie mam pojęcia. 7. Najbardziej absurdalna kreskówka? 
Odp:Już nie pamiętam XD. 8. Co sądzisz o stereotypach?
Odp: Że należy je przełamywać. 9. Najfajniejsza wiadomość jaką usłyszałeś/aś?
Odp:.......... Nie pamiętam :'(. 10. Trzy rzeczy bez których nie ruszyłbyś/abyś się z domu?
Odp: Telefon, pomadka i chusteczki. 11. Miejsce na świecie które chciałbyś/chciałabyś odwiedzić? 
Odp: Wenecja, ale to jedno z wielu miejsc.

Blogi, które nominuję:
http://hogwart-journey.blogspot.com/
http://purebloodcrystalsouls.blogspot.com/
http://wsrod-zagubionych-dusz.blogspot.com
http://sekret-ktory-niszczy.blogspot.com

 http://huncwoci-huncwotki.blogspot.com/

Wiem, że powinno być ich więcej, ale to chyba wszystkie jakie mi przychodzą teraz do głowy.

Moje pytania:
1. Co wolisz: naleśniki czy płatki z mlekiem?
2. Ulubiona seria, trylogia, czy po prostu książka?
3.Co sprawiło, że zaczęłaś/ąłeś pisać to opowiadanie? 
4. Jaki rozdział napisany przez ciebie na tym blogu ci się podoba?
5.Jesteś osobą spokojną, czy nie umiesz usiedzieć w jednym miejscu?
 6.Jakiej muzyki słuchasz?
7. Czy według ciebie przyjaźń damsko-męska istnieje?
8.Ulubione miejsce w domu?
9. Najbardziej szalona rzecz jaką dotąd zrobiłeś/aś?
10. Kto jest twoim mentorem?
11. Czy masz jakieś zwierzątko? Jeśli tak to jakie?

wtorek, 24 marca 2015

Rozdział IV



     Spojrzałam na znak nad moją głową. Sowa. Odetchnęłam z ulgą. Moja matka to naprawdę Atena.
-Witaj Ambrozjo, córko Pani Wiedzy- odezwał się Chejron. Moja twarz zaczerwieniła się. Wszyscy usiedli. Podeszły do mnie dwie dziewczyny. Wyglądały na trochę starsze niż ja. Jedna z nich była do mnie bardzo podobna. Druga wyglądała zupełnie inaczej.
-Hej. Mam na imię Allie, też jestem od Ateny- uśmiechnęła się do mnie i usiadła po mojej prawej stronie.
-Ja mam na imię Chiara- odezwała się dziewczyna, która podeszła razem z Allie.- Jestem córką Dionizosa- usiadła po mojej lewej.
-Dlaczego tamta dziewczyna tak się zdziwiła?- zapytałam moje nowe towarzyszki.
-To Drew. Była grupowa domku Afrodyty. Jej zdaniem jesteś zbyt ładna jak na córkę Ateny- prychnęła Allie.
-Allie. Ciszej, Chejron chce coś powiedzieć, a chyba nie chcesz żeby Annabeth cię upomniała- Chiara powiedziała nadmiernie wysokim i poważnym głosem. Allie wywróciła oczami, wzruszając przy tym ramionami. Uśmiechnęłam się pod nosem.
-Moi mili herosi. Kto chce opowiedzieć jakąś ciekawą historię- centaur uśmiechnął się. Wysoki chłopak, który wyglądał mi znajomo zaczął podnosić rękę.
-Dziś moja kolej Chejronie- odezwał się dyrektor obozu gasząc zapał chłopaka.
-To mój tata- szepnęła mi Chiara na ucho. Zapamiętać, nie zadzierać z dyrciem pomyślałam.
-Panie D. nie widzę problemu- mimo wszystko obozowicze i nawet sam Chejron wydawali się zaskoczeni. Najwyraźniej bóg wina niezbyt często udzielał się „towarzysko” na tego typu „imprezach”.- Ha. Dzisiejsza historia jest zupełnie nowa. Jestem pewien, że jeszcze jej nie słyszeliście. Nawet ci, którzy są tu najdłużej- rzucił okiem na blondynkę, która była przytulona do chłopaka, który chciał opowiedzieć historię.- Wyobraźcie sobie małego samotnego herosa, który nie ma się gdzie podziać. Dziwnym trafem dociera na Olimp, a odźwierny wpuszcza go bez problemu. No, bo to w końcu tylko dziecko. Niczemu niewinne małe dziecko. Powiedzmy, że to chłopiec i ma na imię Carlos. Wchodzi na szczyt i staje przed radą Olimpijską. W której jestem też ja. Zastanawiamy się, co zrobić z dzieciakiem, ale oczywiście jego rodzic, uparty, głupi, przemądrzały rodzic twierdzi, że dobrze by było gdyby został na Olimpie. Rada przerażona tym pomysłem spogląda na ojca chłopaka z pobłażaniem. Ale mimo wszystko ojciec jest uparty, więc w końcu wszyscy się zgadzają. Dzieciakiem mają zająć się bogowie z rady. Oczywiście Artemida się nie zgadza, bo ma Łowczynie, a ja nie mogę bawić dziecka w obozie, bo to wzbudziłoby pytania. Dlatego reszta rozdziela dziecko między sobą na każdy rok. Przy okazji Demeter chłopak trafia do Podziemia jako towarzystwo Persefony. Oczywiście je tylko jedzenie eksportowane z góry. Mija dziesięć lat, a Carlos spada na ziemię, a później do naszego Obozu- Pan D. robi przerwę.- Oczywiście wiecie, że to zwykła bajka, a to nigdy się nie wydarzyło- Dionizos śmieje się. Niebo przeszywa ogromny piorun.
-Ojoj. Ojciec się wkurzył- usłyszałam szept jakiegoś chłopaka.
-Chodzi pewnie o to, że opowiadam nieprawdziwe bajki- Pan D. przez chwilę wyglądał na miłego.- A teraz spadajcie do swoich domków.
   Oszołomiona wstałam ze swojego miejsca. Chiara pożegnała się ze mną i z Allie i odeszła do swojego domku.
-Szykuj się. Annabeth zaraz cię dopadnie- szepnęła mi na ucho. Rzeczywiście, po chwili podbiegła do nas kolejna blondynka. Czy tylko ja nie jestem blond dzieckiem Ateny?
-Jestem Annabeth i jestem grupową naszego domku. Możesz się do mnie zwrócić z każdym problemem. Ja będę cię uczyć naszego języka- podaje mi rękę. Ujmuję ją i witamy się tak niezwykle oficjalnie.
-Dzięki za dobre chęci, ale znam już starożytną grekę. Mój tata nie ukrywał faktu, kim jestem- uśmiecham się. Annabeth przygląda mi się uważnie.
-Serio umiesz?- pyta zdziwiona.
-Umiem też czytać, mówić i pisać w nowym greckim, ale mówię też po włosku, hiszpańsku i francusku. W sumie nie wiem czy czytam i piszę też, bo nigdy nie usiłowałam- wzruszam lekceważąco ramionami. Nie chcę żeby wyszło na to, że się chwalę.
-Zawsze możesz przyjść do mnie i moich przyjaciół w razie gdybyś czegoś potrzebowała- ściska mnie za ramię.
-Dzięki za dobre chęci. Serio, ale poszukam sobie przyjaciół, którym się wyżalę w razie potrzeby. A to nie dzieje się zbyt często- mówię twardo. Nie mam pojęcia, dlaczego, ale ta dziewczyna zaczyna mnie irytować.- Dobranoc- chwytam Allie za rękę i ciągnę ją do naszego domku.
-Ale ty wiesz, że ona też tu mieszka?- pyta Allie, kiedy dochodzimy już do szóstki.
-Nie psuj tragizmu tego odejścia- wzdycham wchodząc przez drzwi.
-Twoje łóżko to, to obok mojego- Allie wskazuje na porządnie zaścielone łóżko.
-Jestem okropnie zmęczona- kładę się na łóżko.
-Tam jest twoja osobista szafka. Jeśli dzieciaki Hermesa się tu nie dostaną to wszystko jest bezpieczne- głos Allie oddala się ode mnie. Po chwili zapadam w głęboki sen.

   Powoli wraca mi świadomość. W mojej głowie formują się twarze Nica, Travisa i Conora, Allie i Chiary oraz Annabeth. Słyszę skrzypienie łóżek. Wszyscy rozbudzają się. Słyszę pomruki niezadowolenia. Powoli otwieram oczy. Patrzę na sufit domu Ateny. Wygląda niezwykle znajomo. Muszę sobie przypomnieć, do czego jest podobny.
-Wstawaj leniu- słyszę głos Allie. Nie reaguję. Po chwili czuję jak coś obejmuje moją nogę, a następnie ciągnie w swoją stronę tak, że spadam z łóżka. Pomimo, że po wczorajszej dawce ambrozji czuję się lepiej i tak zabolały mnie prawie wszystkie kości.... Głównie ogonowa.
-Litości dla mojego obitego tyłka!- jęknęłam. Czy teraz tak będzie wyglądał każdy poranek? Bo jak nie to rzucę się na pożarcie temu wielkiemu psisku, które wczoraj widziałam.
   Razem z Allie idziemy do łazienek. Szybko wykonujemy poranne czynności. Rozmyślam nad tym, co będę tu robić. To oczywiste, że nauka nie sprowadza się tylko do języka. Mam nadzieję, że nie będę jakoś bardzo beznadziejna w walce...
-Amber gdziekolwiek jesteś! Nico do ciebie!- usłyszałam wołanie Annabeth. Czy ona ma jakieś poczucie wstydu? Szybko związałam włosy w kucyk i wyszłam z łazienki. Nico stał w drzwiach.
-Gdybym się nie napatoczył Chejronowi to pewnie on by tu stał- uśmiechnął się do mnie nieśmiało.-A tak na marginesie to cześć.
-Hej. Coś się stało?- zapytałam nie owijając w bawełnę.
-Taj właściwie to nie, ale twój plecak leżał w Wielkim Domu, więc zwracam- wyciągnął rękę, w której trzymał mój plecak. Odebrałam go. Był znacznie cięższy niż zapamiętałam.
-Dziękuję ci- uśmiechnęłam się. Nico porzegnał się i szybko odszedł. Ja natomiast wróciłam na swoje miejsce "mieszkalne".
-Co to?- zapytała Allie siadając na moim łóżku.
-Mój plecak. Ale jest cięższy- westchnęłam otwierając bagaż. W środku znajdował się róg byka kreteńskiego. Oczy Allie zrobiły sie okrągłe jak spodki.- Nie podniecaj sie tak. To tylko róg- powiedziałam, chowając trofeum do szafki. Zaglądnęłam do plecaka. Była tam tylko woda, kanapka, moje pieniądze, mapa i sztylet. Chwila.... skąd się tam wziął sztylet? Wyciągnęłam go.- To nie moje- zdziwiłam się.
-Może Chejron tu go włożył wiedząc, że nie masz broni- podrzuciła Allie.
-Może- wzruszyłam ramionami, ale mimo wszystko obiecałam sobie, że podziękuję mu, bo ta broń wydawała się jedną z lepszych i nowszych.
-Dobra ludzie. Idziemy na śniadanie- Annabeth zawołała głośno.

   Po śniadaniu okazało się, że mam ćwiczenia walki z synem Posejdona, chłopakiem Annabeth- Percym.
-Dobra ludzie! Kto chce iść dziś na pierwszy rzut?!- woła, a ja już wiem, że nie odpuści. Żałuję, że nie ma ze mną dziewczyn.
-Może nowa od Ateny?- rzuca jakiś chłopak. Właśnie wtedy Percy mnie zauważa. Mam ochotę zapaść się pod ziemię, ale duma mi na to nie pozwala.
-Bardzo dobra propozycja-  mówi syn Pana Mórz.- Ja się nazywasz?
- Amber- mówię odważnie.
-A więc Amber. Masz własną broń? Czy może musisz zabrać coś z tamtego miejsca?- wskazuje na kupkę starych broni.
-Jestem wyposażona- wskazuję na broń, którą znalazłam rano w plecaku .
-Dobrze. Zaczynamy ćwiczenia. Na początek pokażę ci kilka ruchów, a potem zawalczymy na zwykłych zasadach- wyjaśnia.
   Percy objaśnia mi kilka ciosów, które wydają się być znajome.  Następnie objaśnia, jak mam walczyć. Zaczynamy bitwę. Percy jest bardzo dobry w walce. Celuje w moje najsłabsze punkty, a ja żałuję, że nie mam teraz miecza. Po chwili wytrąca mi broń z ręki.
-Nie było tak źle, ale mimo wszystko musisz dalej ćwiczyć- mówi.
-Wiem o tym- mówię i odchodzę na bok. Trzymam sztylet w dłoni, co robi się nieco nie wygodne.
   Ćwiczenia trwają jeszcze godzinę, później mam lukę w planie, ponieważ umiem już starożytną grekę, a jako nowa powinnam mieć te zajęcia. Siadam przy zgaszonym ognisku. Przyglądam się sztyletowi. Dotykam ostrza. Wiem, że gdybym przycisnęła dłoń do niego mocniej to rozcięłabym sobie rękę. Zaciskam dłoń na rękojeści. I wtedy sztylet zaczyna się wydłużać. Zamienia się w miecz. Dlaczego nie stało się tak podczas walki? Dlaczego wtedy się nie zamienił? Znowu zaciskam rękę. Broń znowu jest sztyletem. Uśmiecham się do siebie. Bardzo przydatna. Muszę ją zawsze mieć pod ręką.
   Zatopiona w swoich myślach nie zauważam, że ktoś się do mnie dosiada.
-Nie przejmuj się. Percy jest dobry w tym, co robi. Nie musisz przejmować się myślą, że z nim przegrałaś- patrzę w moją prawą stronę. Obok mnie siedzi Nico.
-Nie jestem zbyt przejęta, ale wydaje mi się, że mogę dać z siebie więcej- odpowiadam mu.
-Trochę więcej ćwiczeń- wzrusza ramionami.
-Czemu jesteś taki ponury?- pytam go.
-Jestem dzieckiem Hadesa, wyobraź sobie, że mam to we krwi- mówi ponuro.
-Ale wczoraj nie byłeś zbyt ponury- dociekam dalej.
-Zadajesz za dużo pytań- wzdycha.
-Jestem córką Ateny. Lubię wiedzieć- uśmiecham się promiennie.
-Muszę iść- wstaje i odchodzi.
-Miło, że sobie pogawędziliśmy!- wołam jeszcze za nim. Chyba wczoraj zbyt pochopnie zaproponowałam mu przyjaźń.
   Znowu siedzę sama przy ognisku. Zaczyna wiać wiatr. Przyjemny, letni wietrzyk. Rozglądam się po obozie, a raczej po tym, co mam w zasięgu wzroku. Widzę domki wszystkich bogów. Czuję się szczęśliwa. Jako mała dziewczynka marzyłam żeby się tu znaleźć. Zawsze mnie zastanawiało skąd tata wie o tym miejscu, wiele razy go o to pytałam, ale nigdy mi nie zdradził swojej małej tajemnicy.
   -Tatusiu?- pytam leżąc już przykryta kołderką, ze zgaszonym światłem. Jedynym źródłem światła w pokoju jest to wpływające przez otwarte drzwi do pokoju.
-Słucham kwiatuszku?- pyta mężczyzna i chociaż nie widzę jego twarzy wiem, że się uśmiecha.
-Skąd wiesz, że istnieje takie miejsce jak Obóz Herosów?- pytam z nadzieją, że dostanę odpowiedź.
-To tajemnica- mówi szeptem, jakby bojąc się, że ktoś go usłyszy oprócz mnie.- Śpij dobrze- zamyka drzwi do pokoju, dając mi do zrozumienia, że nie dowiem się tego. Zapadam w sen, w przekonaniu, że wszystko będzie dobrze.
   Widzę jak koś macha mi ręką przed nosem. Zupełnie wyrywa mnie to z zamyślenia.
-Zasnęłaś czy jak?- pyta mnie Chiara.
-Trochę się zamyśliłam- odpowiadam jej.
-Jakie masz dziś zajęcia?- pyta siadając obok mnie.
-Skończyłam już zajęcia z walki, a skoro umiem starożytną grekę, to teraz już nic- wzruszam ramionami.
-Nie ponudzisz się długo. Allie właśnie do nas idzie- Chiara wskazuje na moją siostrę, która szybko do nas podchodzi i siada obok niej.
-Witam was. Jak tam truskawki?- pyta Chiary.
-Całkiem nieźle-odpowiada- ale wolałabym się dowiedzieć czegoś na temat twojej siostry- spogląda na mnie.
-Ja też jestem zainteresowana- odpowiada.
-Nazywam się Amber Clever. Mam piętnaście lat. Mój ociec nie żyje, a ja nie pamiętam dziesięciu lat swojego życia. To tyle. Teraz wy- mówię szybko, a potem patrzę na nie wyczekująco.
-Allie Hall. Mam 16 lat, a z moim ojcem nie gadałam od dziewięciu lat- uśmiecha się ironicznie. Zgaduję, że pod tą maską ukrywa smutek.
-Ja jestem Chiara Charming. Mam siedemnaście lat, a moja matka jest zagorzałą imprezowiczką, więc nie widuję jej zbyt często- opowiada córka Dionizosa obojętnie.
Siedzimy chwilę w ciszy, aż w końcu nie wytrzymuję tego napięcia i zaczynam się śmiać. Dziewczyny patrzą chwilę po sobie zaskoczone.
-Coś ci odbiło?- pyta Allie z pewną rezerwą.
-Spójrzcie. W przedstawieniu siebie zawieramy najgorsze rzeczy z naszego życia zamiast powiedzieć na przykład” „kocham grać w kosza”- robię cudzysłów palcami.- Albo jakąś inną płytką część, a my tu wygłaszamy ckliwe przemowy typu moje „mój tata nie żyje”. To dziwne, bo zazwyczaj przy poznaniu staramy się ukryć mroczne części naszych żyć. Nie mam racji?- pytam widząc ich wzrok.
-Chyba w naszym przypadku to nie działa- Chiara wzrusza ramionami, a Allie przytakuje jej.
   Nagle słychać głośny wybucha za domkiem Aresa. Podrywamy się z miejsc i biegniemy szybko w tamtą stronę. Okazuje się jednak, że to nic wielkiego. Po prostu bracia Hood’owie- ci, którzy rozśmieszali mnie wczoraj czy kolacji- rzucili kamień na terytorium dzieci boga wojny uruchamiając tym samym miny.
-Czy oni tak zawsze?- pytam moich towarzyszek.
-Taa. Jeśli chcesz zginąć rozszarpana na kawałki przez dom Aresa dołącz do zabawy z Hoodami- Allie wywraca oczami.
-Z nimi można bezpiecznie zginąć- dodaje Chiara.
-Co robicie, kiedy skończycie codzienne zajęcia i temu podobne rzeczy?- pytam je, kiedy wracamy na ławki przy ognisku.
-Znajdujemy sobie jakieś zajęcia- Allie odpowiada obojętnie i kładzie się na ławce. Po chwili jednak podnosi się szybko i patrzy na Chmarę z chytrym uśmiechem.- Jutro przyjadą rzymianie- nuci nagle rozweselona.
-Zamknij się gaduło- córka Dionizosa nie jest zadowolona takim obrotem sprawy. Wydaje mi się, że rozmowa zaczyna zbiegać na nie pożądany tor miłości i innych tego typu uczuć.
-Widzisz Amber, Chiara ma na oku jednego z synów Marsa, ale ma jakiś problem z powiedzeniem mu o tym- na twarzy Allie udaje chichot. Wydaje mi się, że tym samym nabija się z dzieci Afrodyty, bo te, które widziałam dzisiaj przypadkiem tak właśnie się zachowywały. Beznadzieja. Marszczę nos z niezadowolenia. Allie i Chciara wybuchają śmiechem na widok mojej miny. Nie ma, co, wspaniałe towarzyszki.
   Rozmawiam z dziewczynami, Allie jeszcze trochu nabija się z Chmary i jej tajemniczej miłostki, kiedy nagle czuję na plecach lodowatą wodę. Obracam się i widzę za sobą braci Hood oraz jakiegoś chłopaka, który mnie oblał. Patrzę na Allie i Chmarę, które także są mokre.
-Valdez! Co ci do cholery na mózg siadło?!- wściekła Allie podrywa się i zaczyna gonić chłopaka o (chyba) nazwisku Valdez. Ja, Chiara i bracia Hood biegniemy poza obręb domków, ponieważ w innym wypadku nie widzielibyśmy goniącej się dwójki. Valdez zniknął nam już z oczu, Allie chyba też, ponieważ rozgląda się rozkojarzona, ale po chwili zaczyna biec od nowa.
   Nagle przez bramę do obozu wchodzi chłopak w towarzystwie satyra. Niestety Allie zauważa go zbyt późno i wpada na niego.
***
   Dziewczyna z impetem wpada, na jakiegoś nowego herosa. Zaskoczona podnosi głowę żeby zobaczyć twarz chłopaka, ponieważ jest od niej wyższy.
-Miłe powitanie- stwierdza chłopak starając powstrzymać śmiech.
-Nie widziałeś tu gdzieś takiego chłopaka z burzą loków na łbie? Bo chcę go zabić- warczy Allie ze złością.
-Nie, nie wydaje mi się- chłopak spostrzega się, że obejmuje dziewczynę w pasie dla podtrzymania jej równowagi.- Mam na imię Adam- przedstawia się.
-Ja jestem Allie, ale z łaski swojej puść mnie- Allie nadal mówi ze złością, ponieważ nie udało się jej dopaść Valdeza. Adam puszcza dziewczynę, a ta odsuwa się.
-Allison. Oprowadź go dobrze?- prosi satyr, który przyprowadził chłopaka.
-Grover. Milionowy raz powtarzam. Nienawidzę jak się tak do mnie zwraca- Allie stara się nie podnosić głosu.- Chodź. Zaprowadzę cię do naszych- zwraca się do chłopaka i nie czekając na niego zaczyna iść w stronę domków, gdzie stali wszyscy jej znajomi.
***
   Widzieliśmy jak Allie chwilę rozmawia z nowym chłopakiem, a potem chyba satyr poprosił ją, żeby obeznała nowego w obozie. Nawet z tej odległości mogłam zauważyć, że zaiskrzyło między nimi (między Allie i nowym, nie satyrem), a nie jestem przecież córką Afrodyty.
-Czy tak często przybywają herosi do obozu?- pytam Chiary, która z zainteresowaniem przygląda się zmierzającej do nas dwójce.
-Nie- przeczy córka Dionizosa.
-To nowy- Allie wskazuje za swoje plecy na chłopaka, kiedy podchodzi na tyle blisko żebyśmy ją słyszeli.
-Cześć- wyrywają się Hoodowie.- Ja jestem Connor, a to mój brat Travis- dodaje jeden z braci.
-Cześć. Nazywam się Adam Grey- wita się po kolei z każdym z nas.
-Wiesz, od kogo jesteś?- pyta Valdez… nadal nie wiem jak ma na imię.
-Wczoraj dowiedziałem się, że moim ojcem jest grecki bóg- mówi trochę zażenowany uwagą jaką na niego skierowaliśmy.
-W takim razie będziesz przez jakiś czas w naszym domku, chyba, że okaże się, że jesteś naszym bratem. Wtedy już tam zostaniesz- odzywa się Travis.- Chodź, zaprowadzimy cię- bracia Hoodowie i nowy odchodzą w kierunku jedenastki.
-Czy wy też myślicie, że jest przystojny?- pyta Allie po chwili milczenia.
-O tak. To największe ciacho jakie spotkałem- nie zauważyłyśmy, że Valedez wciąż stoi obok nas. Chiara prycha lekko rozdrażniona.
-Czemu ty tu jeszcze jesteś?- pyta naszego dodatkowego towarzysza.
-Ponieważ nie miałem okazji się jeszcze przedstawić drogiej Amber- mówi, a potem zwraca się do mnie.- Nazywam się Leo Valdez, jestem grupowym domku Hefajstosa- całuje mnie w rękę.
-Leoś? Od kiedy ty jesteś taki szarmancki?- pyta Allie z ironicznym rozbawieniem.
-Kiedy w moim towarzystwie są piękne dziewczęta- mruga do mnie. Allie udaje oburzenie.
-Jak śmiesz? Przy mnie nigdy się tak nie zachowujesz- zakłada ręce na piersi i odwraca się plecami do Leo.
   Całe popołudnie spędzam z Chiarą, Allie i Leo, który przyłączył się do nas. Bawią mnie ich udawane kłótnie i przyjemna atmosfera, która trwała dopóki nie zauważyła nas Drew i jej „gang” jak to określiła Chiara.
   Staram się zrozumieć obie moje nowe znajome. Są ironiczne i wydają się lekceważyć wszystko, ale moim zdaniem to tylko powłoki, które budowały przez wiele lat. Mimo wszystko mam nadzieję, że będę mogła je lepiej poznać, może nawet zaprzyjaźnić się z nimi.
***

Obrazek mojego autorstwa: Chiara
Nienawidzę siebie za tą końcówkę, za ten rozdział. Zepsułam to zupełnie. Jednak mam nadzieję, że na następny raz się poprawię i wszystko będzie dobrze z tym opowiadaniem.

Tak jak obiecałam rozdział dedykuję PaKi, która miała wczoraj urodziny. Składałam jej już życzenia dwa razy, ale życzę ci jeszcze raz wszystkiego najlepszego z okazji wczorajszych urodzin!

Liczę na wasze komentarze, bo to dzięki nim mam ochotę pisać.
Pozdrawiam:
Gabrysia M.
PS: Absailer czekam na długaśny komentarz!



środa, 11 marca 2015

Rozdział III



   -Co z nią? - słyszę odległy głos. To chłopak,  który zabrał moje połamane i bezwładne ciało.  To w jego ramionach odpłynęłam. Chyba powinnam mu ufać.
-Jej stan nie jest stabilny- usłyszałam inny głos, który był jeszcze bardziej daleki niż poprzedni.  Znowu zapadła ciemność.

   Głowa zaczęła mnie okropnie boleć.  W uszach mi szumiało. Czułam się tak jak by w mojej głowie wybuchła bomba. Nie mogłam się ruszyć.  Leżałam usztywniona.  Nie chciałam otwierać oczu i wracać do ponurej rzeczywistości. Miałam ochotę wyjść ze swojego ciała. Nie chciałam czuć więcej tego ogromnego bólu.
   Leżałam na czymś miękkim, chyba kanapie. Czułam, że ktoś siedzi obok mnie, że nade mną czuwa. Kto to mógł być?
   Otwieram oczy. W pierwszym momencie oślepia mnie światło. Widzę twarz mojego wybawcy. Kiedy zauważa, że już nie śpię, uśmiecha się do mnie.
-Jak się czujesz?- pyta.
-Jakby przejechał po mnie tir- słyszę. Dopiero po chwili pojmuję, że to mój głos. Niestety jego brzmienie jest dalekie od ideału.
-No cóż, to nie tir tylko zostałaś porządnie skopana przez byka kreteńskiego- uśmiechnął się do mnie. Ma ładny uśmiech.
-Dziękuję ci, że mi pomogłeś- mówię.
-To nic wielkiego. Jak masz na imię?- zapytał zmieniając temat.
-Amber- odpowiadam szybko. Nie chcę żeby wszyscy patrzyli na mnie z rozbawieniem.
-Dotarłaś tu sama, więc pewnie wiesz, kim jesteś- zaczyna.
-Herosem- odpowiadam szybko.
-Twoim boskim rodzicem jest bóg czy bogini?- pyta. W jego głosie czuję napięcie. Czyżby to mógł być mój brat?
- Mama- odpowiadam. Chłopak wytrzeszcza oczy.
- To nie możliwe!- wykrzykuje.- Muszę iść po Chejrona. Zaraz wracam!- wybiega szybko z pokoju. Patrzę na drzwi oczekując aż wróci.
   Mija kilka minut, a chłopak wraca wraz z centaurem. Zapewne Chejronem.
-Witaj w obozie herosów- centaur rozkłada ręce w powitalnym geście.
-Dzięki- starałam się uśmiechnąć, ale wyszło coś pomiędzy skurczem, a miną płaczącego dziecka.
-Opowiedz mi o tym jak tu dotarłaś- Chejron stanął przy moim łóżku.
-Czy mogę tu zostać?- zapytał chłopak, którego imienia jak dotąd nie poznałam. Centaur tylko kiwnął głową na znak, że tak. Chłopak usiadł.
-Skoro mam opowiedzieć jak tu dotarłam, to warto zacząć od początku- zaczęłam. Potem słowa same ze mnie wypływały. Opowiedziałam im o tym jak obudziłam się w parku bez dziesięciu lat przeszłości. O Lucasie i jego rodzinie, o tym, że znalazłam złote drachmy, dolary i scyzoryk w spodenkach, o poszukiwaniach, o dziwnej kartce na napoju, aż w końcu doszłam do momentu, w którym napadł mnie byk. Zakończyłam opowieść.
-Może twój scyzoryk był bronią?- zapytał.- Taką jak długopis Percy’ego, albo moneta Jasona?- zwrócił się do chłopaka.
-Nie wydaje mi się. To raczej mało prawdopodobne, bo widziałem ten scyzoryk. Był zwykły. Rozmawiałem z dziećmi Hekate- wyjaśnił zastanawiając się nad czymś.
   Nagle ktoś zapukał do drzwi.
-Proszę- powiedział centaur. Do pomieszczenia weszła rudowłosa dziewczyna.
-Właśnie przyjechałam Chejronie i dowiedziałam się, że mamy nową obozowiczkę, która leży nieprzytomna w Wielkim Domu- dziewczyna złapała się pod boki. Wyglądała dziwnie. Chyba nie jest herosem. Centaur zaczął na mnie zezować. Dziewczyna popatrzyła na mnie zamglonymi oczami tak jak by mnie wcześniej nie zauważyła. Wyrocznia- domyśliłam się.
-Ambrozja! Nareszcie do nas dotarłaś!- zawołała dziewczyna. Poczułam, że policzki stają się czerwone.
-Rachel, dlaczego tak zwracasz się do Amber?- zapytał chłopak.
-Bo tak ma na imię- palnęła dziewczyna nazwana Rachel. Wszyscy popatrzyli na mnie.
-Jak na Wyrocznię wyraźnie nie kojarzysz faktów- westchnęłam.- Amber to skrót- wyjaśniłam.
-Skąd wiesz, że ona jest Wyrocznią?- zdziwił się chłopak.
-Bo ma zamglone oczy i zwraca się do mnie po imieniu, a oprócz taty tylko mama wie jak mama na imię. Chyba, że już zapomniała- westchnęłam.
-I tak lepiej Ambrozja niż wszystkimi imionami, co?- dziewczyna mrugnęła do mnie.
-A ile ich masz?- zapytał Chejron zwracając się do mnie.
-Dwanaście- powiedziałam jak by to było oczywiste. Nadal patrzyli na mnie wyczekująco. Zrozumiałam, że to jest chwila, w której mam przedstawić się pełnymi imionami i nazwiskiem.- Jestem Ambrozja Cleo Janette Samara Magdalene Star Melody Mona Annie Clary Victoria Selene Clever- westchnęłam.
-Cóż. Miejmy nadzieję, że twoja mama szybko cię uzna- westchnął Chejron jakby sobie o czymś przypominając. Przeprosił nas i powiedział, że ma coś do załatwienia.
-Rachel, Ambrozja nie pamięta swojej przeszłości. Wiesz może… -zaczął chłopak, jednak Rachel mu przerwała.
-Zabawne wiesz? To jest tak jak w przypadku Jasona i Percy’ego. Ma zablokowaną przeszłość od swoich piątych urodzin, aż do przedwczoraj- odpowiedziała mu dziewczyna.- Przykro mi, ale nie mogę wam pomóc. Pójdę już do mojej jaskini. Muszę się rozpakować- pomachała nam na pożegnanie i wyszła.
-Chciałabyś ambrozji….. Ambrozjo?- chłopak wydawał mi się rozbawiony faktem, że będzie częstować mnie jedzeniem, od którego zostałam nazwana.
-Mów mi Amber….- nie wiedziałam jak się do niego zwracać. Chłopak podał mi batona. I osobiście zaczął mnie nim karmić.
-Nazywam się Nico di Angelo- przedstawił się chłopak. Jego nazwisko coś mi mówiło, ale nie byłam pewna, co.- Od Hadesa- odezwał się uznając moje milczenie za oczekiwanie na imię rodzica.
-Kim był ten drugi głos?- zapytałam nagle.
-Co?- zdziwił się Nico niespodziewanym pytaniem.
-Kiedy pytałeś o mój stan. Kto ci odpowiedział?- odpowiedziałam bardziej zrozumiale.
-To mój… to Will- odpowiedział nieco speszony.
-Twój chłopak?- domyśliłam się.
-Skąd ty to wiesz?- zdziwił się Nico.
-Bo się rumienisz i mówisz o nim z czułością- odezwałam się.
-Jesteś pewna, że twoim ojcem nie jest Apollo?- zapytał.
-Nie. Mój tata był dziennikarzem w gazecie i zmarł w moje piąte urodziny- do oczu napływają mi łzy. Powstrzymuję je i przeżuwam kolejny kęs batona, którym karmi mnie Nico.- Dlaczego tu siedzisz, a nie jesteś z Willem?- zadałam nurtujące mnie pytanie.
-Trochę się pokłóciliśmy- syn Hadesa wydawał się zawstydzony.
-Jeśli chcesz możesz mi o tym opowiedzieć. Nikomu nie powtórzę- złapałam go za rękę.
-Chodzi o to, że denerwuje go to, że siedzę tu z tobą, bo mam wrażenie, że cię znam, a on…- Nico zaciął się.
-Jest zazdrosny? Jestem dziewczyną- uniosłam brew.
-No tak, ale on czasem myśli, że no wiesz…
-Nie przejmuj się. Rozumiem, co do niego czujesz. Mogę zostać twoją powierniczką- zaproponowałam.
-Czyli prościej przyjaciółką- mruga do mnie.- Czy czujesz się już lepiej?- pyta odkładając baton.
-Mniej boli. Chyba już dam radę usiąść- wzdycham. Byłam w pozycji półleżącej już dłuższą chwilę i robiło mi się niezbyt wygodnie.
-Poczekaj. Już ci pomogę- Nico usadził mnie wygodnie na łóżku, opierając o wcześniej ułożone poduszki.
   Widziałam teraz wszystko dokładnie. Mogłam bez problemu powiedzieć, że chcę wyzdrowieć jak najszybciej, bo portrety bogów na ścianach mnie przerażają.
   Znowu ktoś zapukał. Miałam nadzieję, że to nie Wyrocznia, bo tej dziewczyny zdecydowanie nie będę lubiła. Jednak za drzwiami stał chłopak. Wysoki, opalony blondyn. Po prostu ciacho. Od razu widać, że od Apolla. Oparł się o framugę drzwi. Zbyt długa grzywka opadała mu na czoło. Gdybym była głupią blondynką od razu bym na niego poleciała. Aczkolwiek nie jestem pustą lalą, więc tego nie zrobię. Zresztą chyba nie jestem w jego typie.
-Nico? Możemy porozmawiać?- zapytał chłopak.- Na osobności- dodał. Nico niepewnie wstał i wyszedł za nim.
-O, co chodzi Will?- usłyszałam głos Nica który był trochę podenerwowany. Zachłysnęłam się powietrzem. To jest chłopak Nica? Czy wszyscy ładni chłopcy tutaj nie interesują się dziewczynami albo są zajęci? To nie fair.
-Chciałbym spędzić z tobą trochę czasu, a ty siedzisz przy tej dziewczynie. To nie twoja siostra, Chejron mi powiedział. Nie chcę się przez nią kłócić- usłyszałam spięty głos Will’a. Mała kłótnia o to, że siedzi przy mnie? Jak bym wiedziała od razu to chociaż bym miała umrzeć z bólu Wykopałabym Nica do jego chłopaka.
-Ale Will…- Nico wydawał się rozdarty. Ciekawe czy wiedzą, że przez otwarte drzwi wszystko słyszę. Jeszcze nie ogłuchłam dla ich wiadomości.
-Poczekam chwilę przed wejściem do Wielkiego Domu. Mam nadzieję, że do mnie dołączysz- usłyszałam oddalające się kroki. Sekundę potem Nico wrócił do pokoju. Miał zamiar usiąść na krześle, ale zamaszystym ruchem porwałam je (czego potem bardzo żałowałam, bo czułam rwący ból w ręce).
-Ej?! Co to ma być?!- wykrzyknął zaskoczony, kiedy „usiadł” na krześle, którego już nie było w tamtym miejscu, więc to chyba oczywiste, że obił sobie kość ogonową o podłogę.
-Wypad- syknęłam.- Masz do niego iść, bo inaczej, kiedy tylko będę w stanie się bić porządnie skopię ci tyły- powiedziałam chcąc, żeby zabrzmiało to groźnie. Ale chyba mi się nie udało, bo tylko stanął i uniósł brew.
-Co proszę?- zapytał tłumiąc śmiech.
-Jak zaraz stąd nie wyjdziesz to osobiście się wywalę chociażbym miała zdychać potem przez miesiąc- zirytowałam się. Lubię go, ale czy ma jakieś komórki mózgowe?
-No dobra. Do zobaczenia!- Nico szybko wybiegł z pomieszczenia, a ja odetchnęłam z poczuciem dobrze wykonanego obowiązku.
   Zaczęłam analizować wszystko, co wydarzyło się od mojego przebudzenia. Zatrzymałam się na tym, że Rachel mówiła, że do przedwczoraj mam zablokowaną pamięć. To oznacza, że wczoraj dotarłam do Obozu. Zaczęło mi burczeć w brzuchu. Sięgnęłam po batonik z ambrozją i ugryzłam kawałek. Od razu poczułam napływające siły. Ból przestał mi dokuczać. Wstałam i odłożyłam batonik. Spojrzałam na siebie. Miałam na sobie moje wczorajsze ubrania całe w krwi swojej i byka.
-Fuj- mruknęłam. Zauważyłam, że na fotelu przy oknie leżą ubrania, a na nich dopisek, „Kiedy będzie w stanie wstać.” Och, ależ mi miło. Tak jakby przypuszczali, że już zawsze będę leżeć w tym łóżku. Przebrałam się. Ubrania leżały na mnie idealnie. Przełożyłam moje pozostałe pieniądze do nowych spodenek.
Wyszłam z pokoju. Od razu ruszyłam do drzwi wyjściowych. Stanęłam przed drzwiami. Zauważyłam, że wszyscy kierują się w kierunku pawilonu. Chyba powinnam iść za nimi.
   Przez cały dzień leżenia w łóżku miałam osłabioną kondycję, więc kiedy dotarłam na szczyt wszyscy zasiadali do stołów. Jako pierwszy zauważył mnie jakiś chłopak siedzący przy stoliku z innymi podobnymi do siebie nastolatkami, od razu skojarzyłam, że są od Aresa.
-Chejronie, czy my o czymś nie wiemy?- zapytał głośno. Jego głos był szorstki i ironiczny.
-Ambr… Amber! Cieszymy się, że do nas dołączyłaś- Chejron wstał.- Nie wiemy, kto jest twoim rodzicem, dlatego proszę usiądź przy jedenastce- centaur wskazał na stolik. Ruszyłam tam, przeszłam z obojętnością obok stolika Aresa i usiadłam pomiędzy dwoma chłopakami, którzy chyba byli bliźniakami, bo wyglądali praktycznie identycznie.
-Jestem Travis, a to Connor- jeden przedstawił siebie i brata.
-Istnieje prawdopodobieństwo, że będziesz naszą siostrą- odezwał się drugi.
-Raczej nikłe- odpowiadam patrząc na niego.- Mój ojciec był śmiertelnikiem.
-Och. No to trudno, ale wydajesz się spoko- Travis trącił mnie lekko ramieniem. Uśmiechnęłam się.
-Dzięki- wyszczerzyłam zęby.
-Jesteś pewnie głodna, co? Zażycz sobie, co tylko chcesz. A potem resztę oddaj mamie- Connor wskazał na palenisko. Pomyślałam, co chciałabym zjeść, a po chwili pojawiło się to na moim talerzu. Szklanka zapełniła się colą.
-Ktoś chyba sobie ze mnie robi jaja- mruknęłam koncentrując się na szklance z napojem.
-Czemu?- zapytali równo bracia.
-Bo chciałam sok pomarańczowy, a to raczej go nie przypomina- nadal patrzyłam na szklankę myśląc o soku pomarańczowym, jednak nic się nie zmieniło.- No cóż. Chyba muszę sobie odpuścić- zaczęłam jeść.
   Travis i Connor zabawiali mnie kawałami. Podczas jednego z nich piłam colę, kiedy usłyszałam puentę tak się zaczęłam śmieć, że napój napłynął mi do nosa. Mimo wszystko było miło. Potem poszliśmy oddać resztę naszym rodzicom.
   Wieczorem zaczęło się ognisko. Kiedy tylko usiedliśmy wszyscy wlepili we mnie wzrok jakby na coś czekali.
-To jakiś żart?- zapytała jakaś dziewczyna patrząc na coś nad moją głową. Uniosłam oczy ponad siebie.
 ***
O to rozdział trzeci!
A teraz podaję informację, że następny rozdział, za dwa tygodnie w poniedziałek.
Mam nadzieję, że rozdział wam odpowiada. Trochę ciężko było mi go napisać, ale w końcu się udało.
Czekam na komentarze :D

Gabrysia M.