sobota, 10 października 2015

Rozdział X



  Dzisiaj z samego rana ruszyliśmy w dalszą drogę. Noc minęła spokojnie, jednak wszyscy sądziliśmy, że to cisza przed burzą- dosłownie. Niebo było zachmurzone jakby mój ojciec zapomniał dokręcić żarówkę czy coś takiego.
    Staram się być jak najbliżej Amber. Chcę żeby wiedziała, że może na mnie liczyć.
-Haloooooo? Mówię do ciebie!!!- Am macha mi ręką przed oczami.
-wybacz- mówię.- Pytałaś o coś?
-Tak. Czy nie masz może podejrzeń dlaczego niebo jest tak zachmurzone… Znaczy, ostatnimi czasy Zeus miał całkiem niezły humor- tłumaczy dziewczyna.
-Nie mam pojęcia. Sam nie wiem jak to się dzieje. Może jest zły, bo nie ma pojęcia jakie zmiany zachodzą na tym świecie- wzruszam ramionami.
-Może mu przejdzie- wzdycha.
-A pamiętasz ten huragan, który był kilka lat temu u nas w Grecji? Twoja ciocia była przerażona- przypominam sobie.
-Nie, Alex. Nie pamiętam- irytuje się.- Tak właściwie z jakiej strony była ta ciocia?
-siostra twojego taty. Dlatego ma inne nazwisko- wyjaśniam.
-Yyyyyyy…. Alex? Mój tata był jedynakiem.
-W takim razie z kim mieszkałaś tyle lat?- pytam zdezorientowany, a ona rozgląda się wystraszona.

 ***

    Zostawmy na chwilę naszych dzielnych herosów i przenieśmy się do zupełnie innego miejsca. Może trochę wam o nim opowiem. Jest to bardzo przestronne pomieszczenie. Z okna widać chyba cały Nowy Jork. W jednej części sali w półkolu stoi 12 ogromnych tronów. Jeszcze nie domyśliliście się gdzie jesteśmy?  Mówię o Olimpie. Niewielu śmiertelników tu było.
    Otwierają się drzwi i do pomieszczenia wpada 12 metrowy Zeus. Za nim majestatycznie podąża również ogromna Hera.
-Nie denerwuj się tak Zeusie. Musisz się po prostu skupić i pogoda się zmieni. Teraz pogarszasz tylko sprawę- tłumaczy mu spokojnie tak jakby uczyła małe dziecko pisania.
-Nie rozumiesz kobieto, że robię to od samego rana?!- denerwuje się jeszcze bardziej Władca Niebios.- Hermesie!- krzyczy, a kilka sekund później obok niego pojawia się ogromniasty Hermes z kaduceuszem w ręku.
-Tak panie?- pyta poważnie zauważając, że jego ojciec nie jest w najlepszym humorze.
-Zwołaj mi nadzwyczajną radę bogów- mówi.
-Czy…
-Hades zostanie w podziemiu- macha ręką na posłańca bogów, a ten szybko wylatuje z Sali Rady. Niewiele później w Sali pojawiają się następne kolosy. Atena przywitała władcę i usiadła na swoim tronie, Posejdon niechętnie przywitał swojego brata i zajął swoje miejsce, Ares i Afrodyta weszli flirtując, więc niezbyt zwracali uwagę na innych, Apollo i Artemida weszli równo do Sali witając swojego ojca jednak nie pytali o nic widząc jego wściekłą minę, Demeter weszła przywitała Zeusa i usiadła szeptem rozmawiając z Herą, Hefajstos niezauważenie usiadł na swoim miejscu, później pojawił się Dionizos zaskoczony wezwaniem. Hemes natomiast wszedł ostatni zasiadając cicho na swoim miejscu.
-Dlaczego nas wezwałeś bracie?- głos zabiera Posejdon nie bojąc się wybuchu Zeusa.
-Nie mogę kontrolować niebios- mówi zdenerwowany.- Coś potężnego odbiera mi tą możliwość- bogowie zaczynają szemrać między sobą zaskoczeni. Nie spodziewali się czegoś takiego.
-Wiemy, że pojawiło się nowe zagrożenie, panie- odzywa się spokojnie Atena.- Czyżbyś sądził panie, że jest potężniejsze niżbyśmy chcieli?
-Tak, tak uważam Ateno.
-Nawet jeśli to wczoraj wyruszyli herosi na misję- wtrąca się Dionizos.
-Och, no tak nasza Ambrozja i jej drużyna- Apollo ma na twarzy szelmowski uśmiech.
-Kto z nią wyruszył?- pyta Hera.
-Allison, również córka Ateny, Chiara moja córka, Travis syn Hermesa, Adam syn Aresa i Alexander… syn mego ojca- wylicza Dionizos przy imieniu Alex’a zastanawiając się czy na pewno dobrze robi.
-Pozwalacie temu bachorowi na za dużo!!!- wścieka się królowa i wychodzi z Sali Rady, chwilę później drzwi do jej komnaty trzasnęły tak głośno, że na całym Olimpie było to słychać.
-Dobrze, więc kontynuujmy- Zeus przerywa milczenie. Wszyscy milczą nie wiedząc, co powiedzieć. Niby są przyzwyczajeni do wybuchów Hery, ale potem nikt nie wie co powiedzieć. Nawet Atena, która jest dyplomatyczna i potrafi wybrnąć z każdej sytuacji.
-Tak a propos Ambrozji- odzywa się Afrodyta przyglądając się swoim paznokciom.- Plotki mówią, że wraca jej pamięć- kątem oka patrzy na Zmieniający się wyraz twarzy Ateny.
-Czyżby to były plotki stworzone przez ciebie? W takim razie nie mamy się czym martwić- odpowiada nie mogąc powstrzymać się.
-W każdej plotce jest ziarno prawdy, a ja jako jedna z jej patronów mam obowiązek o nią dbać- uśmiecha się sztucznie.
-Jest…- zaczyna Atena, ale Pan Niebios jej przerywa.
-Stop! Jak to możliwe? Bariera, którą Hekate stworzyła była nie do przebicia.
-Och, ale zapomnieliśmy o tym, że Alex, czyli twój syn panie również mieszka w Grecji, w dodatku jest jej najlepszym przyjacielem, a później chłopakiem- Afrodyta mówi słodko wydymając usta, a Ares nie mógł od niej oderwać wzroku.- Miłość potrafi pokonać każdą barierę- Zeus otwiera usta, ale bogini miłości go uprzedza.- Tym razem nawet nie musiałam maczać w tym palców. Zbieg okoliczności- rozkłada ręce w geście bezradności.
-Musimy coś z tym zrobić!
-Nie denerwuj się Zeusie. Nie rozumiem po co mielibyśmy usuwać jej te wspomnienia. Po prostu musimy się postarać, żeby nie pamiętała, niektórych faktów- wtrąca się Posejdon.
-W każdym razie twoi podopieczni Dionizosie muszą szybko dowiedzieć się kto stoi za naszymi problemami. To koniec spotkania, możecie wrócić do swoich zajęć- Zeus wstaje z tronu i wychodzi, a chwilę po nim robią to też inni.

 ***

   Usiadłem na ziemi obok Allison, która wyglądała na bardzo nieobecną. Wiedziałem, że nie chce żebym obok niej siedział jednak ja nie przejmowałem się tym. Miałem nadzieję, że w końcu zauważy, że moim zdaniem jest niezłą laską... To znaczy... Świetną dziewczyną. No w końcu umie się bić, co więcej bije się lepiej niż niejeden chłopak. Jest ładna no i twarda. Po prostu idealna dziewczyna. Wszyscy moi znajomi z poza obozu by mi zazdrościli. Może brzmi to trochę płytko, ale chyba tylko tak umiem wyrażać swoje uczucia.
-Adam? Słuchasz mnie w ogóle?- pyta mnie Alex.
-Myślę -odpowiadam obojętnie, a księżniczka patrzy na mnie zaskoczona.
-To twój mózg działa?-zwraca się do mnie chyba po raz pierwszy od wczorajszego poranka, kiedy Amber poprosiła żebym ją obudził.
-Tak księżniczko. Działa- odpowiadam z uśmiechem.
-Zaskakujące. Wychodzi na to, że ty go po prostu nie używasz- stwierdza głosem geniusza.
-Przeginasz- mruczę wkurzony. Zazwyczaj emocje zbyt mocno we mnie buzują.
-Oooo... Czyżby Pan Poł-Mózg się zaczynał denerwować?- czuję, że moja irytacja wzrasta.
-Czy możesz w końcu powiedzieć, o co ci chodzi, a nie wyżywać się na mnie?- wołam wkurzony. Kątem oka widzę jak Amber, Alex, Chiara i Travis powoli usuwają się z zasięgu naszej rozmowy.
-Mi? Mi nie chodzi o nic! Uwziąłeś się na mnie i prześladujesz, od kiedy tylko pojawiłeś się w obozie!- krzyczy wkurzona.
-A nie przyszło ci do głowy, że w taki „irytujący” sposób wyrażam swoje uczucia?!- denerwuję się. Allison po tym co powiedziałem milknie zaskoczona. Wykorzystuję nieuwagę dziewczyny i zbliżam się do niej. Nie mam w planach całowania jej, ani nic podobnego jednak ona w otępieniu pięścią uderza mnie w nos.
-Co ty do cholery robisz?!- krzyczę łapiąc bolące miejsce. Czuję, że na palce zaczyna mi kapać ciepła ciecz. Podbiega do mnie reszta moich towarzyszy.
-Nic ci nie jest?- pyta Travis pochylając się nade mną.
-Czy ty oszalałaś?- słyszę głos Amber.- Wiemy, że cię wkurza, ale musiałaś go nokautować? W normalnym wypadku przybiłabym ci piątkę, ale nie zapominaj, że mamy ograniczenia w amortencji- no jasne. Dzieciaki Ateny zawsze szukają praktycznej części.

 ***

   Siedzę na kamieniu obok rzeczki i wpatruję się w przeźroczystą taflę wody. Od czasu, w którym Allie wyruszyła na misję, nie mogę pozbyć się uczucia niepokoju.Nie rozumiem dlaczego. Fakt, jest dla mnie jak siostra i mam nadzieję, że wróci cała i zdrowa z tej „wycieczki”, ale znając ją też nie będzie mogła się powstrzymać od jakichś głupot… W końcu to moja szkoła.
-Leo!!!- obok mnie pojawia się Piper i Jason.
-No cześć wam- patrzę na moich przyjaciół zastanawiając się jakim cudem przypomnieli sobie o tym, że w tym trio jestem jeszcze ja.
-Dlaczego siedzisz tu sam?- dołączają do nas Annabeth  i Percy.
-Co was wszystkich nagle zacząłem interesować?- śmieję się nieco zdenerwowany. Wiem, że przyszli również Hazel z Frankiem, chociaż nie odzywali się jeszcze. Ostatnim razem stali nade mną z takimi minami, kiedy wróciłem „z martwych” w dodatku bez… bez Kalipso. Do dzisiaj nie mogę sobie tego wybaczyć, a minął już prawie rok.
-Zastanawiamy się czym się tak martwisz- mówi Percy nie owijając w bawełnę.Jak to on nie owija w bawełnę.
-Martwię się o Allie. Jest dla mnie jak siostra. To normalne- wzruszam ramionami.
-A ja myślę, że ty się martwisz o Amber- Piper zarzuca mi rękę na szyję.
-No wiecie… zaprzyjaźniłem się z nią- wzdycham.
-Leo, zachowujesz się jak nie ty- moi przyjaciele kręcą głowami w niedowierzaniu.
-No dobra, dobra- obejmuję Piper i Hazel, ponieważ siedzą najbliżej mnie.- W takim razie piękne panie jakie mamy plany na wieczór?- uśmiecham się do nich.
-I tak lepiej- Hazel trąca mnie łokciem.

 ***

    Siadam na trawie i z niechęcią spoglądam na Alex’a , który chodzi za Amber niczym pies. To denerwujące. Wcześniej jeszcze ją to irytowało, teraz czuję, że coraz bardziej chce z nim być. W jej oczach widzę, że przypomina sobie więcej niż mi się to podoba. Polubiłem ją od kiedy tylko pojawiła się w obozie i miałem nadzieję, że ona to zauważy, jednak, pojawił się ten idiota i wszystko zaprzepaścił. Jest w obozie zaledwie od kilku dni, a już wyruszył na misję. Zachowuje się jak król. No dobra… jego ojcem może i jest Pan Niebios, ale nie zasłużył sobie na takie traktowanie.
    Czuję jak ziemia zaczyna się trząść.
-Co się dzieje?!- woła przerażona Amber, widzę, że chwilę potem pod wpływem trzęsienia upada, chcę do niej podbiec z zamiarem pomocy jej, jednak wyprzedza mnie Alex, który stał tuż obok niej. Trzęsienie ustaje jednak zauważam jak oczy Allie rozszerzają się do niewyobrażalnych rozmiarów.
-To chyba przez to coś!- krzyczy wskazując palcem na ogromnego potwora, który przestał biec i poruszał się teraz ostrożnie, jednak po latach lekcji w obozie i kilku próbach mycia Pani O’Leary wiedziałem, że to tylko zmyłka.
   Potwór był wielkości małego słoniątka. Miał łapy lwa i głowę byka, tułów był nieznanego mi zwierzęcia. Zrozumiałem teraz słowa Chejrona „W naszym świecie jest coraz gorzej. Pojawiają się potwory o których nikt nigdy nie słyszał”.
   Zwierzę zaczyna biec w naszą stronę, Amber stoi najbliżej niego.
-Amber! Amber! Biegnij!!!- krzyczą dziewczyny, jednak nasza liderka stoi sparaliżowana strachem. Stworzenie rzuca się na nią z zamiarem rozdarcia jej na strzępy, kiedy Alex i Adam wybiegają aby go zaatakować. Alex swoim ciałem osłania Amber i naciera zwierzęcego przeciwnika od przodu, kiedy Adam zachodzi je od tyłu i wbija ostrze w jego grzbiet. Potwór rozmywa się, a zagrożenie mija.
    Podbiegamy do Adam, Alex’a  i Amber. Zauważam, że koszulka Quinn’a jest cała zabarwiona na czerwono.
-Nic mi nie jest- mówi szybko.
-Usiądź i zdejmij koszulkę- mówi Chiara. Chwilę później dziewczyny zajmują się opatrywaniem jego rany i podają mu ambrozję na szybsze gojenie.
    Kiedy sytuacja jest opanowana wszyscy układają się na kocu zauważam, że Alex siedzi kawałek dalej na swojej bluzie plecami do nas, a Amber siada obok niego. Nie słyszę co mówią jednak chwilę potem Amber przytula go mocno i całuje go w policzek, a on uśmiecha się do niej. Wtedy już wiem, że nie mam ochoty ogądać dalszego ciągu, zamykam więc oczy i usiłuję zapaść w sen.

 ***

    Witam was herosi!
Wiem, że długo trzeba było czekać na ten post... jednak nie miałam za bardzo pomysłu jak sprawić abyście nie zanudzili się na śmierć, a druga klasa gimnazjum i codzienne dodatkowe zajęcia sprawiają, że nawet nie mam okazji usiąść do komputera jednak, w końcu jest. Mam nadzieję, że jesteście zadowoleni i napiszecie swoją opinię w komentarzach :).

Dedykuję ten post A.  ponieważ na lekcji historii pomogła mi ułożyć sceny do rozdziału, dzięki wielki :*.

Kolejny post powinien pojawić się w listopadzie, może trochę wcześniej, w najgorszym przypadku w grudniu.
Do zaobaczenia:
Gabrysia M.