niedziela, 11 grudnia 2016

To jest historia mojego życia

     Wszystko zaczęło się całkiem normalnie jeśli tak można nazwać dziesięcioletnią dziurę w pamięci… Najwyraźniej taki mój los. Później? Było tylko ciekawiej. Udałam się do obozu herosów, cudem zabiłam byka kreteńskiego, który pewnie jeszcze po mnie wróci, prawie umarłam, zostałam odratowana przez (o ironio) syna boga śmierci i zamieszkałam z dzieciakami takimi jak ja- dziećmi bogów, dziećmi półkrwi. Pewnie teraz myślicie coś w stylu „No i co? Żyjesz to się ciesz i nie narzekaj”. Peeewnie. Wam to łatwo mówić. Kilka tygodni po moim przybyciu do obozu, pojawiła się postać z mojej przeszłości. Mój chłopak, którego nie pamiętałam (no dobra, z jego przybycia akurat się cieszę). A zaraz potem okazało się, że to ja jestem wybraną do wypełnienia kolejnej Wielkiej Przepowiedni i powinnam wyruszyć na misję rozpoznawczą w poszukiwaniu wroga. Pomyślałby kto, że wezmę sobie samych doświadczonych herosów. Nic bardziej mylnego.
     Razem ze mną na misję wyruszyli: Alex- mój chłopak (syn Zeusa, króla przestworzy), który w obozie był może tydzień przed misją, ale jest całkiem niezły w ratowaniu mojego życia jeśli wiecie o co chodzi. Adam- syn Aresa, który ma prawdopodobnie ADHD na najwyższym poziomie jednak, kiedy chce potrafi być osobą godną uwagi. Travis- syn Hermesa jeden z trzech osób z mojej grupy, która była w obozie wiele lat, niezwykły chłopak o wielu zaletach. Allison- moja siostra od strony matki, wojowniczka z maską uroczego niewiniątka, na którą nie jeden już się nabrał i oczywiście Chiara, która jest córką Dionizosa, dyrektora Obozu, składającą się z samych sprzeczności, które co dnia lubi odkrywać jej były chłopak Max (chociaż i tak wszyscy wiedzą, że nie wiele im brakuje do powtórnego bycia razem).
     Odkryliśmy tożsamość naszego wroga, którym jest Uranos prawdopodobnie jeden z najbardziej okrutnych władców jeżeli nie liczymy jego syna Kronosa. Oczywiście jak to w życiu bywa pierwsze starcie poszło do bani. Przegraliśmy i zostaliśmy uprowadzeni. Na całe szczęście sługusy Uranosa są dość tępi, więc bez większych przeszkód udało nam się wydostać z miejsca, w którym byliśmy przetrzymywani, na powierzchni odkrywamy, że Max wyruszył ze swoimi znajomymi z rzymskiego obozu, aby przeszkodzić w naszej misji jednak zmienili taktykę i postanowili nas uratować. To chyba wszystko co powinniście wiedzieć o mojej przygodzie w ogromnym skrócie.
     A no i jeszcze jedno. Nazywam się Ambrozja Clever jestem córką Ateny, a TO JEST HISTORIA MOJEGO ŻYCIA.

***
     Witam po ogromnie długiej przerwie, która trwała ponad 5 miesięcy. Długi czas zmuszałam się, żeby napisać cokolwiek, ale nie byłam wstanie tego zrobić. Miałam wiele problemów, które powoli rozwiązuję lub uczę się z nimi żyć i choć ciągle dokładam sobie coraz to nowsze- lub tworzą się same jak np. egzaminy gimnazjalne- to zaczęłam marzyć o ponownym napisaniu czegoś. I kiedy tak myślałam co mogłabym napisać, jaką historię stworzyć zdałam sobie sprawę, że Amber czeka na mnie bardzo długo z otwartymi ramionami. Postanowiłam wrócić, bo sama jestem ciekawa jak dalej potoczy się jej historia. Jak skończy się to, co zaczęłam.
     Nie mogę obiecać, że posty będą pojawiały się regularnie, albo czy nie zniknę znowu na jakiś czas. Jak na razie mogę powiedzieć, że w przerwach pomiędzy nauką do szkoły, do testów i do konkursu będę skrobać rozdziały, które mam nadzieję będą ukazywały się w równych co miesięcznych odstępach.
     Nie wiem czy jeszcze tu ktoś został chociaż bardzo na to liczę… Jeśli jesteście pokażcie się. Napiszcie do mnie w komentarzu, albo w zakładce Wyrocznia, jeśli jesteście… dodacie mi tym sił i motywacji do dalszego pisania.

Gabrysia M.

poniedziałek, 23 maja 2016

LBA

Hmmmmm... Brawo dla mnie. Otworzyłam pocztę, patrzę i masa powiadomień. Serio powinnam częściej tam zaglądać.
No i przeglądam i zauważyłam, że z miesiąc temu Amber została nominowana do LBA, stwierdziłam, że odpowiem, no bo czemu nie :D.

Oto pytania od Reyny:

1. Lubisz bajki Disneya? Jeśli tak, to podaj ulubioną.
Oczywiście, że je lubię, a moja ulubiona to Kopciuszek.
2. Jak zaczęłaś swoją przygodę z blogowaniem.
Hmmm... zaczęło się od tego, że przeczytałam kilka blogów o Harrym Potterze, kiedy miałam na niego fazę, a później jakoś tak samo się potoczyło...
3. Gofry czy sernik?
Zdecydowanie gofry.
4. Kim jesteś, optymistą, pesymistą czy realistą?
Chyba każdym po trochu.
5. Podaj swoje ulubione książkowe postacie (z książek Ricka Riordana. Chyba, że ktoś nie czytał, to z obojętnie jakiej).
No cóż... Kocham Nico di Angelo, Annabeth, Percy'ego, Sadie, Anubisa (wiem, że to bóg, ale Rick go wspaniale przedstawił), no i nie mogę zapomnieć o Leo.
6. Co dałabyś tym postaciom w prezencie?
Uch.... nie mam pojęcia, nigdy nie wiem co nadaje się na prezent.
7. Ulubione zwierzę.
kot, jestem totalną kociarą, chociaż niektóre psy roztapiają moje serce.
8. Czy lubisz muminki?? (licz się ze słowami, bo dowiem się gdzie mieszkasz!!xD)
Te takie muminkowe? Jasne, że lubię, chociaż wieki ich nie oglądałam, za stara chyba jestem ;).
9. Jakie dźwięki cię uspakajają?
Nie mam chyba czegoś konkretnego, chociaż Coldplay jest dobry na moje nerwy.
10. Co kojarzy ci się z dzieciństwem?
Z dzieciństwem? Nawlekanie guzików na nitkę (tak wiem ekscytujące zajęcie XD)
11. Książki czy filmy?
Książki, filmy też są super, ale książkę mogę mieć na przystanku, film niekoniecznie.
12. Jesteś herosem greckim czy rzymskim? Dzieckiem którego boga?

Ja jestem z greckiego obozu, od Ateny, także no...

A teraz pytania Annabeth:
1. Jesteś Introwertykiem czy Ekstrawertykiem?
chyba coś po środku, nigdy nie jestem typowo jednym.
 2. Jak byś zobaczyła kogoś, kto chce skoczyć z mostu (osobę kompletnie ci nieznaną) podbiegłabyś i ją pociągnęła żeby nic sobie nie zrobiła, czy nie zwracałabyś na nią uwagi?
Oczywiście, że tak. Życie może być do bani, ale nie warto ze sobą kończyć.... W końcu zawsze może ci się nie udać, przeżyjesz i wózek albo łóżko do końca życia...
3. Masz psa? Jeśli tak, to w skali od jednego do dziesięciu, jak bardzo go kochasz?
Nie mam psa.
4. Lubisz czytać?
Czy lubię? Nie... Czy kocham? Owszem i to bardzo.
5. Oklepane pytanie, ale jaki jest twój ulubiony kolor?
Uchh kiedyś to był zielony, ale od pewnego czasu wolę niebieski.
6. Twój ulubiony smak lodów (czyli czekoladowy, truskawkowy itp...) albo rodzaj (np. sorbety, owocowe…)?
Lody zjem wszystkie jeśli mam być szczera.
7. Gdybyś mogła mieszkać w dowolnym miejscu na ziemi, to gdzie by to było?
To pewnie dziwne, ale nie zamieniłabym tego małego miasta na nic innego... no może parę lat w Hiszpanii, albo Nowym Jorku.

8. Jaki masz kolor oczu, a jaki byś chciała mieć?
Mam brązowe oczy, które bardzo lubię.
9. Czytasz wszystkie zadane do szkoły lektury czy raczej streszczenia, albo oglądasz filmy?
Zawsze staram się książkę przeczytać, chyba, że to Krzyżacy, to no wiecie...
10. Co jest twoim zdaniem bardziej przerażające, pająki czy ćmy?
Ćmę to jeszcze przeżyję, ale jak widzę pająka to wpadam w panikę.
11. Gdybyś mogła, skoczyła byś na bungee albo ze spadochronem?

Nie wiem, ciężko powiedzieć, może...

Okeeyyy to tyle chyba...
ja nikogo nie nominuję, ponieważ zwyczajnie jestem leniwa :*.

Jeszcze dodam, że najnowszy rozdział pojawi się pod koniec roku szkolnego, kiedy pozbieram wszystkie swoje problemy do  kupy i przede wszystkim będę miała czas.

no i jeszcze dodam, że Heroska jest teraz również na wattpadzie, więc jeśli chcecie jeszcze raz przeżyć jej przygody, to zapraszam do czytania, rozpowszechniania, i głosowania.

Gabrysia M.

wtorek, 3 maja 2016

Rozdział XV

     Otwieram oczy i widzę ciemność. Nie cieszy mnie to za bardzo, żałuję, że nie mam obrazu sytuacji. Czuję, że mam związane ręce i nogi. Siedzę na ziemi oparta o coś zimnego, może ścianę. Podnoszę głowę gwałtownie jednak przeszywa mnie ból wyrywa mi się cichy jęk. Gdzieś niedaleko słyszę szelest. Jednak to nie są słudzy Uranosa, ponieważ chwilę później z tego samego miejsca rozlega się cichy głos.
-Amber? To ty? –rozpoznaję Chiarę. Ma chrypkę.
-Tak… Co z resztą? Obok mnie nie ma nikogo- mówię zrozpaczona.
-Nie wiem, obudziłam się jakiś czas temu i słyszałam jak ktoś mówił, że jedno z nas jest na wykończeniu- szepcze, a w jej głosie słyszę panikę.
-Nie powinni pozwalać mi, Alexowi i Adamowi iść na misję… Jesteśmy zbyt świ…- zaczynam się rozklejać jednak zanim łzy zdążyły popłynąć, Chiara mi przerywa.
-Ktoś idzie. Bądź cicho i udawaj nieprzytomną- milknie, a ja wykonuję jej polecenie. Zamykam oczy. Drzwi otwierają się ktoś zapala światło.
-To niewiarygodne, że omija mnie najlepsza zabawa- słyszę głos jakiejś dziewczyny.
-Ja też tu jestem. Tak samo niepocieszony- odpowiada jej męski głos.-Czy Uranos mówił ci jak udała się jego manipulacja umysłami?
-Powiedział, że żadne z nich się nie dało przekonać, ale powinieneś się tego domyślić bez mózgu. Był wściekły. Ale pocieszeniem jest to, że ten tu będzie za niedługo tylko wspomnieniem- w gardle staje mi ogromna gula. Czy o kim ta dziewczyna może mówić. O Adamie? Travisie? Czy… Alex’sie? Nie, nie mogę o tym myśleć. Wszyscy wyjdziemy z tego cało. Nie mogę ich stracić.
-Oddycha jeszcze w ogóle?- słyszę zaciekawiony głos chłopaka. Przez chwilę słychać tylko ich kroki.
-Żyje… Hmmm może nie będziemy mu przeszkadzać w konaniu. Jak się obudzą będą naszymi niewolnikami- śmieje się szyderczo.
-Chodźmy. Później jeszcze do nich zajrzymy- wychodzą zatrzaskując drzwi i prawdopodobnie zamykają je dla pewności na kłódkę. Leżę jeszcze chwilę nieruchomo, a gdy mam już pewność, że mnie nie usłyszą podnoszę się. Otwieram oczy, ale oślepia mnie światło, więc szybko zamykam oczy, a potem mrugam chwilę chcąc aby moje oczy szybciej przyzwyczaiły się do nowej sytuacji.
-Zostawili włączone światło? A co jeśli by się ktoś z nas obudził?- pytam odruchowo patrząc w kierunku z którego wcześniej dochodził głos Chiary. I rzeczywiście. Jest tam.
     Wstrzymuję oddech widząc ją. Ma rozcięty prawy łuk brwiowy  i wargę, podbite  prawe oko, a z czoła po prawym policzku spływała krew jednak ciężko ocenić kiedy, ponieważ teraz jest zaschnięta.
-Zaraz się dowiemy- odpowiada. Rozglądamy się po pomieszczeniu. Jest to ogromny magazyn. W pewnej odległości ode mnie widzimy nieprzytomną Allie. Niestety nigdzie nie mogę dopatrzeć się żadnego z chłopaków.
     Obie mamy związane ręce i nogi. Jednak nasi porywacze nie są chyba zbyt inteligentni skoro zawiązali nasze ręce z przodu. Każdy głupek wie,ze jeżeli nie chce się aby przetrzymywany się uwolnił należy związać jego ręce z tyłu, a i nie zawsze to pomaga. Szybko rozwiązujemy swoje nogi, potem cicho zbliżamy się do siebie i nawzajem rozwiązujemy sobie ręce. Powoli podnosimy się z ziemi i podochodzimy do Allie. Jest nieprzytomna, jednak raczej wygląda jakby spała. Cicho usiłujemy sprawić aby się ocknęła.
Udaje nam się dopiero po dziesięciu minutach.
-Co się dzieje? Gdzie my jesteśmy?- pyta półprzytomna.
-Problem w tym, że nie mamy pojęcia. Na początek musimy znaleźć chłopaków- wzdycha Chiara.
-Okej, no to chodźmy- chce się podnieść jednak ją powstrzymujemy.
-My się tu rozejrzymy, ty spróbuj dojść do siebie. Mdlejąca na wiele się nie przydasz- gdy napotykam jej wzrok dziękuję w duchu, że nie ma zdolności zabijania wzrokiem. Byłabym największym z największych trupów.- Jak usłyszysz, że ktoś się zbliża to nas zawołaj- rozdzielamy się aby przeszukać magazyn.

***

     Dzisiejszy dzień jest upalny. Najgorętszy w ciągu całego lata. Słońce parzy moją i tak już rozgrzaną skórę. Wzdycham z irytacją. Poinformowaliśmy już Reynę i Chejrona, którzy kazali nam poczekać na posiłki. Jednak gdy poinformowaliśmy, że jest możliwy atak na obozy nie byli już tacy pewni. Postanowiliśmy, że my pierwsi zrobimy zwiad, a dopiero wtedy poinformujemy ich co udało się nam odkryć. Po kilka godzin w ciągu dnia kręcimy się w okolicy opuszczonej restauracji, ale niestety nic się nie dzieje. Sfrustrowany siadam na chodniku.
-Max! Chodź szybko!- obok mnie pojawia się Carmen.
-Co jest?- podnoszę się z ziemi.
-znalazłam ślady. Ludzkie. Prowadzą w głąb lasu. Nie mam pewności czy to ich, ale możemy to sprawdzić.
-No dobra. To chodźmy się dowiedzieć. Niewiele jest do stracenia- zbieramy się wszyscy razem. Carmen pokazuje nam ślady kierujące się tak jak mówiła w głąb lasu. Bierzemy pod uwagę fakt, że ktoś mógł po prostu wybrać się na spacer jednak i tak postanawiamy to sprawdzić.

***

     Stoję w oknie jednak zamiast podziwiać widoki stworzone przez Gaję patrzę w niebo. Przez tysiące lat zbierałem siły. Teraz gdy jestem już gotowy do odzyskania władzy na mojej drodze staje badna herosów. Może Ambrozja, Allison, Chiara, Travis, Adam i Alexander nie są w stanie mi przeszkodzić, jednak ich przyjaciele są irytujący. Kręcą się wokół restauracji zamiast odpuścić. Moi ludzie i ja nie mamy zamiaru tam wracać. Nie mogę ryzykować, że znajdą ten przeklęty magazyn. Słyszę pukanie do drzwi, nie odrywając oczu od nieba pozwalam wejść mojej wojowniczce.
-Panie?
-Tak moja droga?- pytam przesłodzonym głosem.
-Czy nie powinniśmy już ruszać? Armia już kieruje się na grecki obóz.
-Jeszcze kilka minut kochana- uśmiecham się pod nosem.
-A co z rzymskim obozem? Czy jego też nie chcemy zająć?- pyta nic nie rozumiejąc.
-Och. Nimi zajmiemy się potem. Jestem przekonany, że przyjdą na pomoc swoim przyjaciołom, a wtedy zajmiemy się nimi. Później ich obóz będzie osłabiony- wyjaśniam jej cierpliwie.
-Ochhh to genialny pomysł, ale czy nie chcieliśmy opanować Olimpu?- podlizuje się.
-Dziękuję. Olimp jest następny na liście- macham ręką nakazując jej wyjście. Ach ci śmiertelnicy. Są słabi i potrzebują kogoś kto będzie nimi rządzić. Na szczęście tu pojawiam się ja. Otwieram drzwi i wychodzę z pokoju. Macham ręką i dmucha wiatr zamykając je za mną.

***

     Sadzamy półprzytomnych chłopaków obok siebie. Sprawdzamy czy nie mają jakichś poważnych urazów. Niestety jedynym poważnym problemem jest głowa Adama. Na czole ma ogromną raną. Krew co prawda już zakrzepła jednak to nie rozwiązuje naszego problemu. On najmniej pamięta i kojarzy, co się dzieje.
     Obok nas pojawia się Allie.
-Zabawne. Ale zobaczcie co znalazłam w owianej mgłą skrzynce- pokazuje nam nasze plecaki i broń.
-Nie wierzę. Kiepscy z nich porywacze, co?- śmieje się Chiara.
-Czekajcie. Ja mam chyba jeszcze batonik z ambrozją- zaczynam grzebać w swoim plecaku i wyciągam jeden nieodpakowany batonik. Otwieram go i kucam przy Adamie.- Adam? Słyszysz mnie?
-Mmm…- chłopak mruczy coś niezrozumiale.
-Zjedz kawałek- łamię kawałek i podaję do buzi. Adam zaczyna powoli gryźć czekoladę i przełyka. Widzę jak rana powoli zaczyna się leczyć. Patrzę na dziewczyny.
-Daj mu jeszcze kawałek, ale mniejszy niż poprzednio- Chiara odpowiada na moje nieme pytanie. Wykonuję jej polecenie. Adam otwiera oczy.
-Moja głowa- jęczy.
-Jeszcze trochę poboli. Mała ranka to nie była- uśmiecha się do niego Allie.
-Więc czemu się cieszysz, co księżniczko?- pyta ją, a ja już wiem, że czuje się lepiej skoro chce mu się przepychać z Allie.
-Bocieszęsię,żenicciniejest- mówi strasznie szybko i ja ledwo mogę zrozumieć o co jej chodziło, a Adam w ogóle nie ma pojęcia.
-Co?- pyta zdezorientowany.
-Bo się cieszę,ze nic ci nie jest- powtarza z miną męczennicy. Na twarzy Adama pojawia się szeroki uśmiech. Odsuwam się i siadam obok Alex’a.
-Lepiej już?- pytam go z troską.
-Spokojnie słońce. Dam radę- mruga do mnie, a ja oddycham z ulgą. Jednak nie na długo, bo już chwilę później słyszymy jak coś zaczyna tłuc się do drzwi magazynu. Odruchowo łapiemy za broń. Podnosimy się powoli, nasza piątka, bo nie pozwalamy najbardziej wyrywającemu się Adamowi brać w tym udziału. Drzwi magazynu otwierają się z hukiem, a w drzwiach pojawia się Max i jego przyjaciele z obozu. Chiara upuszcza swoją broń z hukiem i wpada w ramiona Max’a.

***

     No czeeeeść. Tutaj ja. Tak ja, ja… Zabawne, co? Nie było mnie tu ponad dwa miesiące. Dwa miesiące pisałam dwie i pół strony worda. HA HA HA. Kiedyś będę się z tego śmiać naprawdę, a teraz jestem strasznie zawiedziona swoim zachowaniem…. No wiecie. Już tak nie wiele brakuje, a ja zaczynam się obijać. No ale cóż. Jak za dużo na siebie biorę to muszę mieć to na uwadze….
No dobra, na serio obiecuję, że postaram się napisać nowy rozdział pod koniec tego miesiąca. Jeśli nie to na 100% będzie w czerwcu, przed wakacjami czy po to zależy od tego jak bardzo jeszcze będę musiała się spiąć z ocenami.
A teraz serdecznie zapraszam do komentowania.

Gabrysia M.

niedziela, 28 lutego 2016

Rozdział XIV

     Stoję w jakimś pokoju. Nie mam pojęcia skąd się tu wzięłam. Zauważam, że na parapecie siedzi mała dziewczynka, czuję, że chciałaby gdzieś wyjść. Chcę się do niej odezwać, ale nic nie wydobywa się z moich ust. Nagle dziecko wzdycha głęboko. Idzie do pokoju do drugiego pokoju, a ja kieruję się za nią. Widzę śpiącą kobietę. Prawdopodobnie jej matkę. Zbliżam się do niej trochę tak jak dziewczynka i czuję alkohol. Dopiero po chwili zdaję sobie sprawę, że obok jej mamy leży obcy mężczyzna.
-Mamo- mówi dziewczynka cicho.
-Czego chcesz?- pyta nieprzyjemnie kobieta.
-Chodźmy na basen. Obiecałaś- prosi mała.
-Nie mam siły Chiaro. Boli mnie głowa- warczy kobieta. Dziewczynka smutnieje i wychodzi z jej pokoju. Dopiero teraz przypominam sobie, że to mała ja, kilka tygodni przed odejściem do obozu i poznaniem ojca.
-Czy nie uważasz Chiaro, że twoja matka zasługuje na karę za to, że nigdy się tobą  nie przejmowała?- patrzę w bok i zauważam, że obok mnie stoi nasz wróg z którym walczymy.
-Może i mam do niej o to żal, ale nie zabiłabym jej!- wołam przekonana.
-Ależ przyłącz się do mnie moja droga. Ze mną będziesz szczęśliwsza- wyciąga do niej rękę.
-Nie! Nie przyłączę się do ciebie! Ani ja, ani moi przyjaciele!
-Jak uważasz, ale będziesz tego żałować- mówi, a później wszystko znika. Nastaje ciemność.

***

     Otwieram oczy i widzę błękitne niebo. Zastanawiam się gdzie jestem. Czyżbym umarł? Ha, Ha w Hadesie nie ma tak wesoło. Zresztą wszystko mnie boli a umarłej duszy chyba nic nie może boleć. Wstaję z ziemi i zauważam, że jestem w obozie. Skąd ja się tu wziąłem? Muszę szybko ostrzec Chejrona, że grozi im wielkie niebezpieczeństwo. Wstaję i już mam kierować się do wielkiego domu, kiedy przebiegają obok mnie mój brat i ja. Staję jak wryty. To nie możliwe, przecież się nie rozdwoiłem. Odwracam się i zauważam że tak jak reszta obozowiczów kierują się… kierujemy się… w każdym razie na jakiś posiłek. Ruszam w tamtym kierunku. Przypominam sobie ten dzień. Właśnie wtedy do obozu został przyjęty Alex. Stoję przy wejściu, a moja przeszła wersja mnie siada obok Conora przy stoliku 11 domku. Widzę, że Alex stoi przy wejściu lekko zdezorientowany. Jednak kiedy wchodzi Allie z Amber na jego twarzy zakwita uśmiech. Od razu obejmuje dziewczynę. Patrzę na siebie i widzę grymas na swojej twarzy. Przypominam sobie jak wielkie poczułem ukłucie zazdrości. W końcu bardzo mi się spodobała, a ja nie miałem możliwości jej przytulić pomimo, że zostałem jednym z jej przyjaciół.
     W pewnym momencie robi się cicho jakby przyciszyć dźwięk w telewizorze.
-Nie zdobędziesz jej jeśli będzie stał ci na drodze- odzywa się wstrętny głos, który zapomniałem z wizyty w restauracji.
-Mogę to zrobić- odpowiadam opryskliwie.
-Jeśli przyłączysz się do mnie Amber będzie twoja bez mrugnięcia okiem- uśmiecha się zachęcająco.
-Nie prawda! Znienawidzi mnie jeszcze bardziej- odpowiadam, a na jego twarzy pojawia się grymas. Zapada ciemność.



***

     Oślepia mnie światło. Odruchowo zakrywam oczy, a kiedy wiem, że moje oczy wytrzymają tak jasne miejsce odsłaniam je. Rozglądam się po pomieszczeniu. Wygląda jak mój pokój z dzieciństwa. Miejsce, w którym czułam się bezpiecznie, które było moim ratunkiem, kiedy ojciec umawiał się z tymi wszystkimi kobietami. Po chwili widzę jak mała dziewczynka z gęsto zakręconymi włosami wpada do pokoju jak burza. Czy to ja? Niemożliwe. Przecież to było tak dawno temu. Nie mogę być nastolatką i dzieckiem jednocześnie. Słyszę pukanie do drzwi. Po chwili w pojawia się w nich ojciec. Łzy napływają mi do oczu. Dopiero teraz, kiedy widzę jego uśmiech, jego błękitne oczy czuję jak bardzo za nim tęsknię. Pociągam nosem, patrzy w moją stronę, chcę wyciągnąć rękę, albo rzucić mu się na szyję, ale odwracam się i zauważam, że patrzy na małą mnie.
-Księżniczko wiesz, że bardzo lubię Vanessę- siada na moim dawnym łóżku.
-Ale ona nie lubi mnie! Jest dla mnie nie miła- mówi młodsza wersja mnie.
-Nie waż się mówić takich rzeczy- z jego twarzy znika uśmiech.
-to bardzo dobra kobieta i powiedziała, że jesteś uroczą dziewczynką- odpowiada zły. Cała moja tęsknota przechodzi w mgnieniu oka. Nie wierzył mi tylko jakiejś blond lafiryndzie. Jak Atena mogła pokochać takiego głupca?!
     Czas jakby zatrzymuje się w miejscu. Całe moje ciało przepełnia wściekłość i nienawiść. Nic nie zostało z tęsknoty, którą czułam jeszcze przed chwilą.
-Czy nie sądzisz Allie, że gdybyś dołączyła się do mnie zemściłabyś się na swoim ojcu? Dzięki mnie staniesz się potężna. On pożałuje, że cię nie chciał- odzywa się pociągający głos. Widzę mężczyznę z restauracji.
-Nigdy się do ciebie nie dołączę! Nie zostawię moich przyjaciół! Nie wiem nawet kim jesteś- wołam wściekła. Uśmiecha się tajemniczo.
-Niedługo się dowiesz skarbie.
-Nie zostanę twoim „skarbem”!- na jego twarzy pojawia się grymas. Wszystko znika i znowu nastaje ciemność.

***

Stoję w kuchni willi mojego ojczyma. Zastanawiam się co ja tu robię. Czyżbym umarł i Hades skazał mnie na wieczne męki? Nie pamiętam tego… W pomieszczeniu pojawia się moja matka. Zasysam powietrze. Boję się, że mnie zauważy i już stąd nie ucieknę. Jednak ona mija mnie jakbym nie istniał. Zupełnie inaczej niż dawniej. Może nadal ma do mnie żal, że wolałem obóz…
-Chłopcy! Obiad!- woła. Po chwili wchodzi uśmiechnięty Jake, a za nim wlokę się ja. Patrzę na siebie z szeroko otwartymi oczami. Ale… jak to możliwe? Co tu się dzieje?- Jak tam w szkole?- pyta nalewając zupę.
-Dostałem szóstkę z angielskiego- uśmiecha się Jake.
-A ty?- patrzy na mnie. Siedzę tylko wpatrując się w stół i udaję, że jej nie słyszę.
-Pobił się z Hugiem- mówi kpiąco Jake. Moja matka wścieka się.
-Czy ty nie potrafisz się opanować? Nie możesz być jak twój brat?- pyta zła głaszcząc Jake’a po głowie.
-On nie jest moim bratem! Wołam wkurzony.- Oni nie są moją rodziną!- wstaję od stołu i biegnę do pokoju. Słychać tylko głośny trzask drzwi.
     Wszystko się zatrzymuje jakby ktoś nacisnął pauzę.
-Czy nie sądzisz, że twoja matka zasługuje na karę?- staje obok mnie mój „prześladowca”.- Bardziej wspierała przybranego syna niż ciebie. Gdybyś przyłączył się do mnie moglibyśmy razem dać jej nauczkę.
-Nigdy byś tego nie zrobił! Jestem ci tylko potrzebny zęby pokonać bogów! Ale nie dam się tak łatwo!- wołam głośno.
-Jesteś pewny? Nie sądzisz, że wtedy będziesz lepiej się czuł? Stojąc u mojego boku możesz zawładnąć światem- odpowiada.- Twoi przyjaciele się na to zgodzili- odpowiada.
-Są moimi przyjaciółmi masz rację, ale znaczy to, że znam ich na tyle żeby wiedzieć, że nigdy nie stanęli by po złej stronie- widzę, że jest wściekły. Znika, a razem z nim wszystko. Nie czuję już nic.

***

Budzę się. Czuję gorąco. Otwieram ostrożnie oczy. Dookoła mnie jest plaża. Wróciłem do domu. Jak to jest możliwe? Przecież ostatnie co pamiętam to restauracja w Lubecu. Wstaję i otrzepuję się z piasku tyle ile się da. Rozglądam się i jedyne co widzę to dwa szybko zbliżające się w moją stronę punkty. Po chwili zdaję sobie sprawę, że to ja i Amber jakieś pół roku temu.
-Am! Zaczekaj na mnie!- wołam drugi ja.
-Hahaha! Nieeeee!!!! Jestem szybsza!- woła śmiejąc się głośno.
-Nie prawda!- przyspieszam (ciągle mówię o tym drugim) i łapię ją, a potem przyciągam do siebie i całuję. Ona zarzuca mi ręce na szyję, a później odsuwa się i uśmiecha się swoim najpiękniejszym uśmiechem.
Obraz się zmienia i widzę ją i siebie w aktualnym czasie. Przytulona do mnie, ale nie patrzy w ten sam sposób, co kiedyś. Nie ma tej bliskości, nie czuje się tej magii naszego związku.
     Nagle wszystko się zatrzymuje i obok mnie pojawia się blady mężczyzna za restauracji.
-Zniknęła tamta Amber. Już nigdy jej nie odzyskasz- mówi spokojnie patrząc mi w oczy.
-To nic. Kocha mnie. To jest najważniejsze- odpowiadam.
-Ale ciągnie ją do innych chłopaków. A gdybyś stanął po mojej stronie była by w zupełności twoja- kusi.
-Nieprawda. Znienawidziłaby mnie jeszcze bardziej. Dlatego nigdy nie będę twoim sojusznikiem- mówię pewnie pomimo, że czuję pokusę bycia jego prawą ręką.
-Jeszcze zobaczymy- uśmiecha się kpiąco i znika. Zabiera ze sobą wszystko, a ja nie widzę już nic.

***

     Otwieram oczy i zauważam, że znajduję się na zatłoczonej ulicy Nowego Jorku. Zauważam, że gdzieś niedaleko jest Empire State Building. Zastanawiam się, co ja tu robię. Skąd się tu wzięłam i po co. Widzę masę samochodów, ale jeden przykuwa moją uwagę. Wygląda identycznie jak ten mojego taty. Kiedy widzę jego za kierownicą w oczach stają mi łzy. Wszystko dzieje się w zwolnionym tempie wpada w niego drugi samochód. Z moich ust wydobywa się niemy krzyk. Po chwili widzę małą siebie z trudem wydostającą się z samochodu, jestem cała zapłakana (obie wersje mnie są). Widzę jak kieruje się w stronę Empire State Building.
     Sceneria zmienia się widzę, że wysiadam z windy. Jestem na Olimpie. Wszystko dzieje się szybko. Zeus postanawia wysłać mnie do obcych ludzi. Każdy z bogów ma przez rok ma mnie obserwować. Pomijając Artemidę i Dionizosa, który jest w Obozie.
     Czas staje w miejscu, a ja zdaję sobie sprawę, że jestem cała zapłakana. Ocieram szybko łzy bojąc się, że ktoś je zauważy. Obok mnie staje nasz przeciwnik.
-Kochana mała Amber- mówi wręcz czule. Jednak wiem, że nie potrafi czuć, że to tylko gra.- Przyłącz się do mnie, a przywrócę twojego ojca do życia- wyciąga rękę, a ja w geście buntu zakładam swoje na piersi.
-Tylko Hades może to zrobić. Zresztą, minęło już tyle czasu. Nauczyłam się żyć bez ojca- odpowiadam twardo.
-A nie chciałabyś się zemścić na Zeusie? Na twojej matce? Mogli oszczędzić czasu  i od razu wysłać cię do obozu. Poznałabyś wcześniej twoje przyjaciółki- mówi pociągającym głosem.
-Najwyraźniej moja przyszłość była inaczej zaplanowana- opieram się dalej.
-Będą ze mną mogłabyś rządzić. Uczyniłbym cię nową królową- przez chwilę jestem zaskoczona.
-Co? Chyba jesteś dla mnie za stary- uśmiecham się kpiąco.- Zresztą. Ja mam Alex’a nie zostawiłabym go dla ciebie.
-Myślisz, że tak łatwo odpuszczę? Masz mnie za amatora? Masz pojęcie kim ja jestem?- czuję, że znam właściwą odpowiedź.
-Niebieskie żyły… Jesteś Uranosem- wypowiadam to imię jak przekleństwo.
-Bingo słońce! Jestem pierwszym i najpotężniejszym panem świata! Odzyskam to co straciłem!
-Ja na pewno ci w tym nie pomogę- zakładam ręce na piersi, a on uśmiecha się bezczelnie.
-Jeszcze zobaczymy moja droga- podchodzi do mnie, a ja drętwieję, jednak kiedy już mi się wydaje, że chce wymierzyć mi policzek rozpływa się zostawiając za sobą mrok.

***

     Cześć wszystkim J
Przepraszam, że tak długo czekaliście na tak krótki post, ale staram się teraz skupić na nauce i dobrych ocenach, później harcerstwo no i jak dobrze pójdzie to dwa razy w tygodniu mam dostęp do komputera.
   Jednak postaram się aby następny post był dłuższy i ciekawszy, a na razie potrzymam was w niepewności. Nie musicie jeszcze wiedzieć co się dzieje z naszymi bohaterami.
Dzięki za uwagę i zapraszam do komentowania:

Gabrysia M. 

czwartek, 11 lutego 2016

Zwiastun

Hejka!
Nieeeee to nie jest nowy post, ale domyśliliście się tego pewnie po tytule XD.


Chcę bardzo podziękować Hate me z Bajkowych Zwiastunów za wykonanie naprawdę wspaniałego zwiastuna na Heroskę :)

Oglądnijcie, a później podzielcie się opinią w komentarzu!
 



sobota, 23 stycznia 2016

Rozdział XIII


           Siedzę na miejscu w autobusie z głową opartą o ramię Alex’a. Myślę nad sensem tej misji. Jesteśmy wiele kilometrów od obozu, szukając igły w stogu siana. Co ten ktoś chce osiągnąć? Po co mu władza nad światem? Rozumiem, kiedy Kronos i inni tytani chcieli zabić bogów i odzyskać władzę nad światem, chociaż wchodzenie w ciało nastoletniego herosa było nieco psychiczne. Ogarniam Gaję, która była wściekła na bogów za zabicie (po raz kolejny) jej syna. Ale nie rozumiem jaki jest sens w tworzeniu nowych potworów, porywanie dzieci pomniejszych bogów.  Komu tym razem odbiło?
-Czy wy też widzicie tego kolesia?- odwraca się do nas Adam i lekko kiwa głową na faceta siedzącego rząd przed nim po przeciwnej stronie.
-No przecież nie jesteśmy ślepi- odpowiadam cicho.
-Gapi się na mnie dziwnie od, kiedy się obudził…. Czyli od jakichś trzech godzin- mówi lekko zirytowany.
-Może mu kogoś przypominasz- odpowiada Alex.
-Mam raczej złe przeczucia- wzdycha i powrotem siada, a ja odwracam się do Allie i Chiary, które chcąc wiedzieć co się dzieje dźgały mnie w plecy. Mówię im to, co powiedział Adam, Allie podnosi się lekko i patrzy na faceta.
-Znam go- mówi cicho Tak, że tylko my trzy to słyszymy.
-Co? Skąd masz znać jakiegoś starucha?- pyta Chiara.
-Może i wygląda staro, ale uwierz nie chcesz mieć z nim nic do czynienia. Jest detektywem, ale zajmuje się tylko i wyłącznie poszukiwaniem zaginionych ludzi- wyjaśnia.
-Dlaczego to wiesz?- pytam ją zaskoczona.
-Kiedy dostałam się do obozu mój ojciec o tym nie wiedział. Nie chciał żebym się tam znalazła. Właściwie to było przez przypadek, byłam tylko na spacerze. Ale on nie wiedział, co się ze mną stało. Zaginęłam. Wynajął tego kolesia. Pamiętasz Chiara? Jak twój ociec wysyłał jednego z satyrów, żeby to wyjaśnili z moim ojcem?- pyta ją.
-No ciekawie potem nie było- przytakuje.
-Nadal nie rozumiem- mówię.
-Czasem się zdarza, że heros trafia do obozu, a rodzic nic o tym nie wie- wyjaśnia Chiara.
-On łapie takie przypadki. To stało się jego manią. Zaginione dzieci, nastolatki, po jakimś czasie rodzice odwołują go, bo mówią, że dziecko się znalazło- dodaje Allie.
-Myślicie, że szuka Adama? Przecież jego matka wiedziała, gdzie on idzie.
-No i tu jest problem. Nie wiem czemu on tu jest i dlaczego go obserwuje- wzrusza ramionami Allie. Odwracam się żeby powiedzieć chłopakom czego się dowiedziałam.
-Wiesz ile jeszcze będziemy jechać? Jedziemy już od wczoraj. Mam nadzieję pozbyć się w końcu jego wzroku- pyta Adam.
-Około pół godziny i będziemy tam gdzie kierowca umówił się z tymi wycieczkowiczami- odpowiadam i siadam na swoim miejscu.

***

     Autokar zatrzymuje się przed jakąś restauracją. Zabieramy swoje rzeczy i wysiadamy.
- Bez jaj- mówi Allie wskazując nazwę restauracji. „POD WIERZBĄ” głosił napis.
-Kiepski żart Rachel- wzdycham.
-Wyrocznia nigdy się nie myli, ale wyjaśnić sensu przepowiedni to już nie potrafi- zgadza się Travis.
-Ale co miałby robić jakiś wróg bogów, w restauracji śmiertelników?- pyta Alex zdezorientowany.
-Może wiedzieć o przepowiedni i na nas czekać- odpowiada Adam, a my patrzymy na niego zaskoczeni.- No co?
-Nie sądziłam, że jesteś w stanie wymyślić coś takiego- droczy się z nim Allie.
-Miejmy to już za sobą- wzdycham. Wchodzimy do środka wszyscy razem. Siadamy przy stoliku i zamawiamy po szklance wody żeby nie wyproszono nas z restauracji. Płacimy i zaczynamy rozmowę. Jednak wszyscy jesteśmy uważni i obserwujemy otoczenie. Nie widać nikogo kto jakoś szczególnie by się nam przyglądał. Właściwie to bardzo mało osób było w tym miejscu. Po niedługim czasie okazuje się, że w restauracji zostaje tylko nasza szóstka i obsługa. Patrzę znacząco na Chiarę i Allie. Moja siostra szepcze Adamowi do ucha, że czas się zmywać. Wtedy podchodzi do nas kelnerka. Travis patrzy na nią uważnie z dziwnym wyrazem twarzy.
-Może jednak coś podać?- pyta słodko. Zdecydowanie za słodko.
-Nie. My musimy już iś…- zaczynam się podnosić, ą ona mocno sadza mnie z powrotem na krześle.
-Wydaje mi się, że jednak nie- odpowiada zimno. Oho, słodki głosik zniknął, a w jej ciemnych oczach pojawił się jad.- Tylko kilka minutek i uwierz mi, że nie pożałujecie.
     Coś mi się wydaje, że pożałujemy. Drzwi wejściowe otwierają się jakby pod wpływem wiatru. Do środka wchodzi wysoki postawny mężczyzna, nie wygląda staro tak jak się tego spodziewaliśmy. Jest wręcz oszałamiająco przystojny (gdyby nie fakt, że zaraz nas pewnie zabije i to, że jest zły do szpiku kości to można by się nawet było w nim zakochać), przez jego bladą skórę widać niebieskie żyły. Ma ciemne, średniej długości włosy i niebieskie oczy, a usta ułożone są w zawadiacku uśmiech. Zdecydowanie nie wygląda na nieśmiertelnego psychopatę. Ubrany jest w czarną marynarkę i jeansy, nie ma krawata, a dwa górne guziki jego koszuli są odpięte, ręce trzyma w kieszeniach. Wszystkie trzy patrzymy na niego jak byłyby jednym z tych aktorów, których mimo, że znasz tylko z jednej roli to masz wyobwieszany cały pokój jego plakatami i mówisz, że w przyszłości będziecie szczęśliwym małżeństwem z gromadką dzieci.
-Nie mogłem się was doczekać- mówi jakbyśmy byli umówionymi gośćmi.
-A my zaczynaliśmy się już martwić, że nie zaszczycisz nas swoją obecnością- odpowiada Alex z pewnością siebie.
-Jesteś odważny synu Zeusa, ale do starszych zwracaj się z szacunkiem- mówi chłodno pomimo, że nadal się uśmiecha. Jego urok pomału zaczyna znikać. Owszem nadal jest oszałamiająco przystojny, ale na nas przestaje to robić wrażenie.
-Coś czuję, że negocjacjami tu nic nie zdziałamy- wzdycha Allie.- Jak zawsze.
-Allison. Zawsze dowcipna- oczy dziewczyny rozszerzają się w przerażeniu.
-Czego chcesz od bogów?- zbieram się na odwagę i wstaję, ale nadal jestem od niego sporo niższa.
-Tego co zostało mi odebrane- uśmiecha się uprzejmie.- Władzy- dodaje spokojnie, a mnie przechodzą ciarki. Jest przerażający.
-Nie możesz być Kronosem! Luke unieszkodliwił go na tysiące lat!- Chiara podrywa się z krzesła.
-Kronos!- zaczyna się śmiać.- Nie jestem nieudacznikiem Chiaro- jesteśmy osłupieni. Wszyscy boją się chociaż domyślać kim jest stojący przed nami mężczyzna. Patrzę po twarzach moich przyjaciół, którzy też już się podnieśli. Wszyscy zgadzamy się w milczeniu. Trzeba się wydostać, bo robi się nieciekawie. Ruszamy do biegu, ale drzwi i okna zatrzaskują się pod wpływem wiatru.
-Zatrzymać ich- mówi znużony. Kelnerzy i kelnerki ruszają na nas.
-Będą walić nas tacami po głowach?- pyta ironicznie Adam, a Allie obrzuca go wkurzonym spojrzeniem, kiedy dziewczyna która rzuca w nas tacą jakby to było frisbee… Śmiercionośne frisbee… W tych zwykłych zazwyczaj nie ma ostrzy. Wszyscy dobywamy broni i zaczyna się prawdziwa część tego spotkania. Zabawne jest, że nasz gospodarz jakby wcale nie był zainteresowany tym co się dzieje. Siedzi na blacie baru i czyści swój miecz. Czyżbyśmy nie byli aż tak zajmujący? Usiłuję pokonać jakąś latynoskę i w myślach przeklinam się, że nie wysilałam się bardziej na treningach z Percym. Coś uderza mnie mocno w głowę i upadam zamroczona bólem. Ostatnie, co widzę przed straceniem przytomności jest widok zranionego Adama i głośny krzyk paniki w wykonaniu Allie. Później zapada ciemność.

***

     Siadam na ziemi i przecieram oczy rękami. Jestem zmęczony. Od kilku godzin bezskutecznie szukamy Chiary, Allie, Amber, Adama, Alex’a i Travisa.
-Wcięło ich!- wzdycha sfrustrowana Vicky.
-Wsiadali do autokaru, który jechał do Kanady. Sprawdziliśmy jego trasę. Dotarliśmy do Lubecu! Nie mam zamiaru teraz wracać z pustymi rękami!- woła wkurzony Matt.
-Przeszukaliśmy już chyba całe miasto- zgrzyta zębami David.
-A obrzeża?- patrzę po twarzach moich towarzyszy.- „Wroga znajdą pod wierzbą”- cytuję przepowiednię.
-Świetna restauracja- zwraca się do nas przechodzień, który najwyraźniej nas podsłuchał.
-Co?- Carmen uśmiecha się do niego z zainteresowaniem.
-Na obrzeżach miasta jest taka restauracja. Nie zawsze jest otwarta, ale jak się wam uda to może traficie. To w tamtym kierunku- pokazuje przed siebie- niedługo powinien pojawić się znak, który pokieruje was dalej- wyjaśnia mężczyzna.
-Dziękujemy bardzo- uśmiecha się do niego.
-Idziemy- podnosimy się z ziemi  i kierujemy w stronę wskazaną przez przechodnia.

***

     Stał przed lustrem i uśmiechał się do siebie. Wiedział, że bogowie nie pofatygują się sami żeby sprawdzić, co się dzieje w świecie i wyślą kilku odważnych herosów. Wiedział to od wielu lat i obserwował tych wybrańców. Znał ich lepiej niż można by się spodziewać. Obchodzili go bardziej niż bogów. Może im wiele zaoferować, a wtedy wybór będzie zależał od nich. Był z siebie dumny. Osiągnie swój cel. Czekał na to wiele milionów lat. Nie pozwoli, żeby jakieś małe nieśmiertelne stworzonka pokroju bogów to popsuły. Może dzięki herosom przetrwali dwie poprzednie inwazje, ale to? To było niczym, bo co może zrobić nieobliczalny Kronos, albo zamroczona smutkiem i wściekłością Gaja? On był od nich milion razy sprytniejszy i nie pozwoli sobie na jakieś przeszkody. Ma śmiertelników, którzy zrobią dla niego wszystko. Ma swoje potwory. Lepsze niż te, które jego słudzy wysyłali w przeszkodzie jego nowym zakładnikom. A rzymianie? Czterech zbuntowanych będzie zdecydowanie łatwiej przekonać do złego. W końcu już tak się zachowują. Tylko ten jeden… Max… On może być problemem, ale przekona go. Sprawi, że zrobi wszystko o co on poprosi. Dla Chiary z pewnością. Tylko troszkę manipulacji i z chęcią pomoże.
-Panie?- w drzwiach pojawia się Caroline.
-Tak moja droga?- uśmiecha się do niej sztucznie. Nie lubił jej, ale była najwierniejsza. A przecież o to chodzi żeby wierzyła, że może zrobić dla niej wszystko.- Obudzili się?
-Nie, ale do restauracji zbliżają się następni. Co mamy zrobić?- pyta.
-Nic skarbie. Poczekamy aż do nas dotrą. W restauracji nie jesteśmy od dawna- wzdycha.- Możesz odejść- dziewczyna skłania głowę i kieruje się do drzwi.
-Panie? A co z tym wspaniałym dzieciakiem? Tym którego nie ma na misji? Percym Jacksonem?- pyta.
-Nie jest przeszkodą- odpowiada, a Caroline wychodzi.
     Percy Jackson ma przeszkodzić jemu? To śmieszne. To, że on i jego przyjaciele są sprytni nie zmienia faktu, że tej bitwy nie są w stanie wygrać.

***

     Stajemy przed wejściem do restauracji. Nie jestem pewny czego mam się spodziewać. W duchu liczę na to, że Chiara i  jej przyjaciele siedzą przy stoliku bezpieczni, ale mimo wszystko wiem, że to nie jest prawda. To było by za piękne jak na wspaniałe życie herosa.
-Wchodzimy czy nie?- pyta Carmen zniecierpliwiona.
-Po to tu jesteśmy. Musimy dowieść, że grecy są do bani- uśmiecha się Matt z pogardą. Przekraczamy drzwi wejściowe i stajemy jak wryci. Cała restauracje jest w stanie rozpaczy. Po podłodze walają się połamane krzesła i stoły, w niektórych miejscach są plamy krwi.  Idę kawałek i kucam. Na ziemi leżą szczątki plecaka. Podnoszę kawałek materiału. Plecak należał do Chiary.
-Chyba powinniśmy zmienić plan- odwracam się do moich towarzyszy.
 -nie cieszy mnie to co zaraz powiem. Musimy im pomóc. Trzeba zwrócić się po pomoc do Reyny i Chejrona- wzdycha Vicky.
-Co?! Zgłupiałaś?!- wydziera się Matt.- Mieliśmy zostać bohaterami!
-Jesteś ślepy?! Było ich sześcioro! Byli wyszkoleni! A teraz nawet nie wiadomo czy żyją!- krzyczy Carmen. Pamiętam, że zawsze na wszystkich krwawych zajęciach zachowywała zimną krew i wszystkie dziewczyny ją za to podziwiały. Teraz wygląda jakby miała się rozpłakać, a nawet nie zna ich za dobrze.
-David? Max?- Matt patrzy na nas wściekły. Obaj kiwamy głowami zrezygnowani.
-Dziewczyny mają racje. To co tutaj się wydarzyło na pewno nie było przyjemne- wzdycha David.
-Jesteście idiotami!- wychodzi z budynku.
-Musimy przeszukać budynek- mówię starając się opanować głos.
-Ja idę z Davidem, wy razem- zwraca się do mnie Vicky. Sprawdzamy cały budynek, ale nie znajdujemy nic przydatnego. Wracamy do sali głównej.
-Trzeba się skontaktować z obozami- odzywa się Carmen.
-Będą potrzebne posiłki- dodaje Vicky.

***

     Trochę się przedłużyło pisanie posta… Nie mogłam się do tego zabrać.
Ale mimo wszystko mam nadzieję, że warto było czekać. W końcu coś się dzieje…
Zdałam sobie ostatnio sprawę, że koniec zbliża się zdecydowanie za szybko.
Mimo wszystko dziękuję za uwagę…
Ach no i post z dedykacją dla PaKi za użyczenie mi swojej weny ;).
Z pozdrowieniami:
Gabrysia M.