Stoję w jakimś pokoju. Nie mam pojęcia
skąd się tu wzięłam. Zauważam, że na parapecie siedzi mała dziewczynka, czuję,
że chciałaby gdzieś wyjść. Chcę się do niej odezwać, ale nic nie wydobywa się z
moich ust. Nagle dziecko wzdycha głęboko. Idzie do pokoju do drugiego pokoju, a
ja kieruję się za nią. Widzę śpiącą kobietę. Prawdopodobnie jej matkę. Zbliżam
się do niej trochę tak jak dziewczynka i czuję alkohol. Dopiero po chwili zdaję
sobie sprawę, że obok jej mamy leży obcy mężczyzna.
-Mamo- mówi
dziewczynka cicho.
-Czego chcesz?-
pyta nieprzyjemnie kobieta.
-Chodźmy na
basen. Obiecałaś- prosi mała.
-Nie mam siły
Chiaro. Boli mnie głowa- warczy kobieta. Dziewczynka smutnieje i wychodzi z jej
pokoju. Dopiero teraz przypominam sobie, że to mała ja, kilka tygodni przed
odejściem do obozu i poznaniem ojca.
-Czy
nie uważasz Chiaro, że twoja matka zasługuje na karę za to, że nigdy się
tobą nie przejmowała?- patrzę w bok i
zauważam, że obok mnie stoi nasz wróg z którym walczymy.
-Może
i mam do niej o to żal, ale nie zabiłabym jej!- wołam przekonana.
-Ależ
przyłącz się do mnie moja droga. Ze mną będziesz szczęśliwsza- wyciąga do niej
rękę.
-Nie!
Nie przyłączę się do ciebie! Ani ja, ani moi przyjaciele!
-Jak
uważasz, ale będziesz tego żałować- mówi, a później wszystko znika. Nastaje
ciemność.
***
Otwieram oczy i widzę błękitne niebo.
Zastanawiam się gdzie jestem. Czyżbym umarł? Ha, Ha w Hadesie nie ma tak
wesoło. Zresztą wszystko mnie boli a umarłej duszy chyba nic nie może boleć.
Wstaję z ziemi i zauważam, że jestem w obozie. Skąd ja się tu wziąłem? Muszę
szybko ostrzec Chejrona, że grozi im wielkie niebezpieczeństwo. Wstaję i już
mam kierować się do wielkiego domu, kiedy przebiegają obok mnie mój brat i ja.
Staję jak wryty. To nie możliwe, przecież się nie rozdwoiłem. Odwracam się i
zauważam że tak jak reszta obozowiczów kierują się… kierujemy się… w każdym
razie na jakiś posiłek. Ruszam w tamtym kierunku. Przypominam sobie ten dzień.
Właśnie wtedy do obozu został przyjęty Alex. Stoję przy wejściu, a moja
przeszła wersja mnie siada obok Conora przy stoliku 11 domku. Widzę, że Alex
stoi przy wejściu lekko zdezorientowany. Jednak kiedy wchodzi Allie z Amber na
jego twarzy zakwita uśmiech. Od razu obejmuje dziewczynę. Patrzę na siebie i
widzę grymas na swojej twarzy. Przypominam sobie jak wielkie poczułem ukłucie
zazdrości. W końcu bardzo mi się spodobała, a ja nie miałem możliwości jej
przytulić pomimo, że zostałem jednym z jej przyjaciół.
W pewnym momencie robi się cicho jakby
przyciszyć dźwięk w telewizorze.
-Nie
zdobędziesz jej jeśli będzie stał ci na drodze- odzywa się wstrętny głos, który
zapomniałem z wizyty w restauracji.
-Mogę
to zrobić- odpowiadam opryskliwie.
-Jeśli
przyłączysz się do mnie Amber będzie twoja bez mrugnięcia okiem- uśmiecha się
zachęcająco.
-Nie
prawda! Znienawidzi mnie jeszcze bardziej- odpowiadam, a na jego twarzy pojawia
się grymas. Zapada ciemność.
***
Oślepia mnie światło. Odruchowo zakrywam
oczy, a kiedy wiem, że moje oczy wytrzymają tak jasne miejsce odsłaniam je.
Rozglądam się po pomieszczeniu. Wygląda jak mój pokój z dzieciństwa. Miejsce, w
którym czułam się bezpiecznie, które było moim ratunkiem, kiedy ojciec umawiał
się z tymi wszystkimi kobietami. Po chwili widzę jak mała dziewczynka z gęsto
zakręconymi włosami wpada do pokoju jak burza. Czy to ja? Niemożliwe. Przecież
to było tak dawno temu. Nie mogę być nastolatką i dzieckiem jednocześnie.
Słyszę pukanie do drzwi. Po chwili w pojawia się w nich ojciec. Łzy napływają
mi do oczu. Dopiero teraz, kiedy widzę jego uśmiech, jego błękitne oczy czuję
jak bardzo za nim tęsknię. Pociągam nosem, patrzy w moją stronę, chcę wyciągnąć
rękę, albo rzucić mu się na szyję, ale odwracam się i zauważam, że patrzy na
małą mnie.
-Księżniczko
wiesz, że bardzo lubię Vanessę- siada na moim dawnym łóżku.
-Ale ona nie
lubi mnie! Jest dla mnie nie miła- mówi młodsza wersja mnie.
-Nie waż się
mówić takich rzeczy- z jego twarzy znika uśmiech.
-to bardzo dobra
kobieta i powiedziała, że jesteś uroczą dziewczynką- odpowiada zły. Cała moja
tęsknota przechodzi w mgnieniu oka. Nie wierzył mi tylko jakiejś blond
lafiryndzie. Jak Atena mogła pokochać takiego głupca?!
Czas jakby zatrzymuje się w miejscu. Całe
moje ciało przepełnia wściekłość i nienawiść. Nic nie zostało z tęsknoty, którą
czułam jeszcze przed chwilą.
-Czy
nie sądzisz Allie, że gdybyś dołączyła się do mnie zemściłabyś się na swoim
ojcu? Dzięki mnie staniesz się potężna. On pożałuje, że cię nie chciał- odzywa
się pociągający głos. Widzę mężczyznę z restauracji.
-Nigdy
się do ciebie nie dołączę! Nie zostawię moich przyjaciół! Nie wiem nawet kim
jesteś- wołam wściekła. Uśmiecha się tajemniczo.
-Niedługo
się dowiesz skarbie.
-Nie
zostanę twoim „skarbem”!- na jego twarzy pojawia się grymas. Wszystko znika i znowu
nastaje ciemność.
***
Stoję w kuchni
willi mojego ojczyma. Zastanawiam się co ja tu robię. Czyżbym umarł i Hades
skazał mnie na wieczne męki? Nie pamiętam tego… W pomieszczeniu pojawia się
moja matka. Zasysam powietrze. Boję się, że mnie zauważy i już stąd nie
ucieknę. Jednak ona mija mnie jakbym nie istniał. Zupełnie inaczej niż dawniej.
Może nadal ma do mnie żal, że wolałem obóz…
-Chłopcy!
Obiad!- woła. Po chwili wchodzi uśmiechnięty Jake, a za nim wlokę się ja.
Patrzę na siebie z szeroko otwartymi oczami. Ale… jak to możliwe? Co tu się
dzieje?- Jak tam w szkole?- pyta nalewając zupę.
-Dostałem
szóstkę z angielskiego- uśmiecha się Jake.
-A ty?- patrzy
na mnie. Siedzę tylko wpatrując się w stół i udaję, że jej nie słyszę.
-Pobił się z
Hugiem- mówi kpiąco Jake. Moja matka wścieka się.
-Czy ty nie
potrafisz się opanować? Nie możesz być jak twój brat?- pyta zła głaszcząc
Jake’a po głowie.
-On nie jest
moim bratem! Wołam wkurzony.- Oni nie są moją rodziną!- wstaję od stołu i
biegnę do pokoju. Słychać tylko głośny trzask drzwi.
Wszystko się zatrzymuje jakby ktoś
nacisnął pauzę.
-Czy
nie sądzisz, że twoja matka zasługuje na karę?- staje obok mnie mój
„prześladowca”.- Bardziej wspierała przybranego syna niż ciebie. Gdybyś
przyłączył się do mnie moglibyśmy razem dać jej nauczkę.
-Nigdy
byś tego nie zrobił! Jestem ci tylko potrzebny zęby pokonać bogów! Ale nie dam
się tak łatwo!- wołam głośno.
-Jesteś
pewny? Nie sądzisz, że wtedy będziesz lepiej się czuł? Stojąc u mojego boku
możesz zawładnąć światem- odpowiada.- Twoi przyjaciele się na to zgodzili-
odpowiada.
-Są
moimi przyjaciółmi masz rację, ale znaczy to, że znam ich na tyle żeby
wiedzieć, że nigdy nie stanęli by po złej stronie- widzę, że jest wściekły.
Znika, a razem z nim wszystko. Nie czuję już nic.
***
Budzę się. Czuję
gorąco. Otwieram ostrożnie oczy. Dookoła mnie jest plaża. Wróciłem do domu. Jak
to jest możliwe? Przecież ostatnie co pamiętam to restauracja w Lubecu. Wstaję
i otrzepuję się z piasku tyle ile się da. Rozglądam się i jedyne co widzę to
dwa szybko zbliżające się w moją stronę punkty. Po chwili zdaję sobie sprawę,
że to ja i Amber jakieś pół roku temu.
-Am! Zaczekaj na
mnie!- wołam drugi ja.
-Hahaha! Nieeeee!!!!
Jestem szybsza!- woła śmiejąc się głośno.
-Nie prawda!-
przyspieszam (ciągle mówię o tym drugim) i łapię ją, a potem przyciągam do
siebie i całuję. Ona zarzuca mi ręce na szyję, a później odsuwa się i uśmiecha
się swoim najpiękniejszym uśmiechem.
Obraz się
zmienia i widzę ją i siebie w aktualnym czasie. Przytulona do mnie, ale nie
patrzy w ten sam sposób, co kiedyś. Nie ma tej bliskości, nie czuje się tej
magii naszego związku.
Nagle wszystko się zatrzymuje i obok mnie
pojawia się blady mężczyzna za restauracji.
-Zniknęła
tamta Amber. Już nigdy jej nie odzyskasz- mówi spokojnie patrząc mi w oczy.
-To
nic. Kocha mnie. To jest najważniejsze- odpowiadam.
-Ale
ciągnie ją do innych chłopaków. A gdybyś stanął po mojej stronie była by w
zupełności twoja- kusi.
-Nieprawda.
Znienawidziłaby mnie jeszcze bardziej. Dlatego nigdy nie będę twoim
sojusznikiem- mówię pewnie pomimo, że czuję pokusę bycia jego prawą ręką.
-Jeszcze
zobaczymy- uśmiecha się kpiąco i znika. Zabiera ze sobą wszystko, a ja nie
widzę już nic.
***
Otwieram oczy i zauważam, że znajduję się
na zatłoczonej ulicy Nowego Jorku. Zauważam, że gdzieś niedaleko jest Empire
State Building. Zastanawiam się, co ja tu robię. Skąd się tu wzięłam i po co.
Widzę masę samochodów, ale jeden przykuwa moją uwagę. Wygląda identycznie jak
ten mojego taty. Kiedy widzę jego za kierownicą w oczach stają mi łzy. Wszystko
dzieje się w zwolnionym tempie wpada w niego drugi samochód. Z moich ust
wydobywa się niemy krzyk. Po chwili widzę małą siebie z trudem wydostającą się
z samochodu, jestem cała zapłakana (obie wersje mnie są). Widzę jak kieruje się
w stronę Empire State Building.
Sceneria zmienia się widzę, że wysiadam z
windy. Jestem na Olimpie. Wszystko dzieje się szybko. Zeus postanawia wysłać
mnie do obcych ludzi. Każdy z bogów ma przez rok ma mnie obserwować. Pomijając
Artemidę i Dionizosa, który jest w Obozie.
Czas staje w miejscu, a ja zdaję sobie
sprawę, że jestem cała zapłakana. Ocieram szybko łzy bojąc się, że ktoś je
zauważy. Obok mnie staje nasz przeciwnik.
-Kochana
mała Amber- mówi wręcz czule. Jednak wiem, że nie potrafi czuć, że to tylko
gra.- Przyłącz się do mnie, a przywrócę twojego ojca do życia- wyciąga rękę, a
ja w geście buntu zakładam swoje na piersi.
-Tylko
Hades może to zrobić. Zresztą, minęło już tyle czasu. Nauczyłam się żyć bez
ojca- odpowiadam twardo.
-A
nie chciałabyś się zemścić na Zeusie? Na twojej matce? Mogli oszczędzić
czasu i od razu wysłać cię do obozu.
Poznałabyś wcześniej twoje przyjaciółki- mówi pociągającym głosem.
-Najwyraźniej
moja przyszłość była inaczej zaplanowana- opieram się dalej.
-Będą
ze mną mogłabyś rządzić. Uczyniłbym cię nową królową- przez chwilę jestem
zaskoczona.
-Co?
Chyba jesteś dla mnie za stary- uśmiecham się kpiąco.- Zresztą. Ja mam Alex’a
nie zostawiłabym go dla ciebie.
-Myślisz,
że tak łatwo odpuszczę? Masz mnie za amatora? Masz pojęcie kim ja jestem?-
czuję, że znam właściwą odpowiedź.
-Niebieskie
żyły… Jesteś Uranosem- wypowiadam to imię jak przekleństwo.
-Bingo
słońce! Jestem pierwszym i najpotężniejszym panem świata! Odzyskam to co
straciłem!
-Ja
na pewno ci w tym nie pomogę- zakładam ręce na piersi, a on uśmiecha się
bezczelnie.
-Jeszcze
zobaczymy moja droga- podchodzi do mnie, a ja drętwieję, jednak kiedy już mi
się wydaje, że chce wymierzyć mi policzek rozpływa się zostawiając za sobą
mrok.
***
Cześć wszystkim J
Przepraszam,
że tak długo czekaliście na tak krótki post, ale staram się teraz skupić na
nauce i dobrych ocenach, później harcerstwo no i jak dobrze pójdzie to dwa razy
w tygodniu mam dostęp do komputera.
Jednak postaram się aby następny post był dłuższy
i ciekawszy, a na razie potrzymam was w niepewności. Nie musicie jeszcze
wiedzieć co się dzieje z naszymi bohaterami.
Dzięki
za uwagę i zapraszam do komentowania:
Gabrysia
M.