Dziewczyna
siada obok przyjaciela, który wpatruje się w las.
-Chciałam ci
podziękować.
-Nie ma za co.
-Gdyby nie ty
byłabym już mokrą plamą, a ty jesteś ranny, przeze mnie.
-Jestem ranny
przez potwora-patrzy na nią z iskierkami w oczach.- A po za tym. Jestem teraz
twoim bohaterem- uśmiecha się szelmowsko.
-Oczywiście, że
nim jesteś-zarzuca mu ręce na szyję i całuje w policzek. Chwilę później odsuwa
się od niego. Zauważa, że po jego twarzy przebiega grymas niezadowolenia,
jednak znika tak szybko, że przypisuje to do przywidzenia.
-Cieszy mnie to.
Kiedyś też nim byłem -wzdycha.
Wiesz... W sumie
coś nie coś sobie przypominam. Ale wszystko jest takie niewyraźne-mówi
zmartwiona.
-Jestem w tych
wspomnieniach?
-W każdym.
-To dobrze, może
przypomnisz sobie wszystko na czym mi zależy- przysuwa się. Lekko zbliża swoją
twarz do niej. Kiedy składa na jej ustach lekki pocałunek ona nie
opanuje.-Kocham cię.
-Ja też cię
kocham -szepce. Chłopak uśmiecha się promiennie. Tak długo czekał żeby to
usłyszeć!
***
Wysiadamy z autokaru, którym jechaliśmy do
Bostonu. Po parkingu kręci się sporo ludzi. Wypatrują swoich bliskich, których
pewnie nie widzieli długi czas.
Zastanawiam się jakie to uczucie wiedzieć,
że ktoś na ciebie czeka, tęskni. W końcu nie miałam jeszcze tej przyjemności
tego poczuć. Widzę jak jakaś dziewczyna, wyglądająca na około osiemnaście lat z
rozpędu rzuca się na szyję kobiety w podeszłym wieku o mały włos nie zwalając
jej z nóg. Zauważam, szczęście na twarzy staruszki.
Obok mnie stają moi przyjaciele. Czuję jak
palce Alex'a splatają się z moimi. Uśmiecham się do niego. On też ma szczęście
wypisane na twarzy. Może i to jest inny rodzaj szczęścia niż u tej kobiety
jednak sprawia, że mam lepszy humor i coraz optymistyczniej podchodzę do tego zadania.
-Nadal
nie mogę uwierzyć, że jednak jesteście razem- stwierdza Allie patrząc na nasze
złączone dłonie.
-Ja
też- przyznaje Chiara.
-A
ja mogę- stwierdza Adam.- Za to nie wierzę, że dałem się namówić na przyjazd do
Bostonu.
-Niby
czemu?-pyta Travis.
-Temu,
że stąd uciekałem- odpowiada Adam i rusza przez parking aby z niego wyjść. Nic
nie pojmując ruszamy za nim.
***
Boston. Rok
2009. Północ. Noc ciemna jak nigdy, ponieważ prąd wysiadł w całym mieście.
Osiedle domów jednorodzinnych, chociaż bardziej pasowałoby określenie osiedle
willi, albo bogaczy. W jednym z takich domów majaczyło niewielkie światełko z
latarki. Właścicielem owego światełka był piętnastoletni chłopak, który szybko
pakował ostatnie potrzebne rzeczy. Westchnął cicho patrząc na swój pokój. W
końcu wyrwie się z tego więzienia. Wyszedł z pokoju cicho zamykając za sobą
drzwi. Zszedł powoli po schodach. Na dole ubrał buty. Otworzył drzwi wyjściowe
i już przekraczał próg...
-Gdzie się
wybierasz o tej porze Adam?- słyszy głos własnej matki. I wzdycha zrezygnowany.
-Na spacer?- mówi
niepewnie.
-Natychmiast
wracaj do pokoju. A rano już sobie pogadasz ze mną i ojcem- mówi kobieta
surowym tonem.
-To nie jest mój
ojciec- warczy jeszcze i wraca do pokoju. Słyszy jak matka zamyka za nim drzwi
na klucz. Patrzy za okno. I niby jak teraz ucieknie skoro nawet w oknie już
kraty założyła?
DWA LATA PÓŹNIEJ
Staje przed
drzwiami i wpatruje się w nie. Zbyt kombinuje. Może powinien wyjść teraz,
powiedzieć, że idzie na spotkanie z kumplami i nigdy nie wracać? Pociąga klamkę
i staje jak wryty. Przed drzwiami stoi niski człowieczek.
-Adam Grey?-
pyta.
-To ja- mówi
zaskoczony.
-Adam?! Kto
przyszedł?- obok niego pojawia się jego matka.
-Nie wiem…
-Grover
Underwood, mieszkam w obozie- mówi szeptem.
-Nie zgadzam się
na to, aby mój syn wyje chał do Nowego Jorku!- woła kobieta.
-Takie są
przepisy proszę pani. Niestety Chejron powiedział, że nie można dłużej zwlekać.
Odpierano ataki potworów, ale to zdecydowanie za długo- upiera się nieznajomy.
-Ale…- chce
oponować kobieta.
-Ja chcę iść-
wcina się Adam.
-Skoro tak…
Niedługo później Adam razem z Groverem rusza
w dosyć długą podróż do Nowego Jorku.
***
Prowadzę przyjaciół przez Boston. Trzymam
się jak najdalej od osiedla, na którym wcześniej mieszkałem. Nie chcę wpaść na
matkę, jej męża, a co gorsza na mojego przyrodniego brata, który zawsze uważał
się za lepszego ode mniei usiłował mnie kontrolować pomimo, że był w moim
wieku. Nie chciałem tu przyjeżdżać, ale przegłosowali mnie. Stwierdzili, ze to
tylko jeden dzień, uzupełnimy zapasy i ruszymy w dalszą drogę.
Prowadzę ich do dobrze znanego sobie
marketu. Robię to automatycznie, w ogóle nie zdaję sobie sprawy, że to w nim
moja "rodzina" robi zakupy, a to duży błąd ponieważ, kiedy zbliżamy
się do obranego wcześniej celu pojawia się przed nami Jake- syn męża mojej
matki.
-Adam!
Czyżbyś wracał do domu z podkulonym ogonem? Nawet tam cię pewnie nie
chcieli-śmieje się sztucznie.
-Wyobraź
sobie chci...-zaczynam, jednak Jake mi przerywa.
-A
co to za ślicznotka? Aktualnie jestem wolny mała- mruga. Patrzę na obiekt jego
podrywu. Allison mam minę jakby chciała odpowiedzieć jakąś ciętą ripostę jednak
wie, że na takiego idiotę nic nie zadziała.
-Jake
poznaj moją dziewczynę, Allie- obejmuję ją w pasie i przyciągam bliżej siebie.
Allison patrzy na mnie zaskoczonym wzrokiem. Słyszę jak reszta moich przyjaciół
powstrzymuje śmiech.
-Serio?-
nie wierzy mi.
-A
co? Coś ci nie pasuje? Adam jest świetnym chłopakiem- odzywa się Allie. Teraz
już właściwie słyszę ich wewnętrzny śmiech.
-W
tym momencie przestaję wierzyć w twoje zdrowie psychiczne. Adios! Przekażę
Stelli, że jesteś w mieście- macha mi na pożegnanie z wrednym uśmieszkiem.
Kiedy jest już odpowiednio daleko Alex, Amber i Travis wybuchają śmiechem. O
Chiarze nawet nie wspominając. Ona już prawie nie mogła oddychać, ponieważ tak
bardzo się śmiała.
-No
co?- pyta oburzona Allie.
-Nienawidzę
tego idioty! Taki bez mózg!- Chciara usiłuje naśladować Allison jednak średnio
jej to wychodzi.
-Dajcie
spokój! Po prostu ratowałam się!- prycha oburzona i odsuwa się ode mnie.
-Ja
wiem swoje księżniczko- szepczę jej do ucha.
-Nie
chcesz żebym znowu złamała ci nos- mówi i idzie w kierunku wejścia do marketu.
Z westchnieniem ruszam za nią, a reszta nadal się śmiejąc robi to ze mną.
***
Wyszliśmy ze sklepu. Zakupy zapakowaliśmy
do plecaków. Skierowaliśmy się na dworzec autobusowy, którym mieliśmy zamiar
wyjechać z miasta. Niestety dotarliśmy na miejsce nieco spóźnieni przez, co
odjechał nasz autobus.
-No
i co teraz zrobimy?- zapytałam.
-Musimy
znaleźć nocleg. Ale nie mamy chyba na tyle pieniędzy żeby spać chociażby w
motelu- stwierdza Chiara. Patrzę na Adama pytającym wzrokiem.
-Jest
taki jeden opuszczony budynek na obrzeżach- stwierdza.
-Będziemy
spać z bezdomnymi? A co jeśli nas okradną?- pyta go Travis pesymistycznie.
-To
jest właśnie najdziwniejsze. Tam nigdy nie ma bezdomnych, narkomanów czy
pijaków. Wszyscy omijają to miejsce tak jakby nie istniało. Ja w sumie za
pierwszym razem też go nie zauważyłem- Adam wzrusza ramionami.
-Zaprowadzisz
nas?- pyta zainteresowana Chiara.
-Okey.
Chodźmy- ruszamy w stronę naszego domniemanego noclegu.
Po jakimś czasie docieramy na miejsce i
patrzymy na Adama z politowaniem.
-Przecież
tu nic nie ma-stwierdza Allie, która od dłuższego czasu się nie odzywała.
-Jest.
Przyjrzyjcie się uważniej- instruuje nas. Wykonujemy polecenie i rzeczywiście.
Stoi tam dosyć duży dom, nie jest on nowy, ale nie jest to jeszcze melina.
-Mgła?-
zwracam się do Chiary, a ona wzrusza ramionami.
-nie
często spotyka się takie miejsca- stwierdza Travis podchodząc bliżej.
-Czy
to bezpieczne?- zastanawiam się.
-byłem
tu wiele razy i nigdy nic mi się nie stało- Adam otwiera drzwi budynku. Wchodzi
do środka, a my idziemy za nim.
Nie wiem dlaczego, jednak czuję, że to
miejsce nie jest zbyt bezpieczne. Nienawidzę takiego uczucia. Nie cierpię też,
kiedy się sprawdza.
-Słyszycie?-
pyta Alex odkładając plecak na ziemi.
-Ale
co?- zwraca się do niego Travis.
-Taki
dziwny odgłos… jakby mlaskanie?- dziwi się Al.
-Mlaskanie?-
słyszymy skrzeczący głos dochodzący ze schodów.- Obrażasz mnie chłopcze- naszym
oczom ukazuje się kobieta, jednak od razu wiemy, że nie jest to bezdomna.
Zamiast nóg ma macki ośmiornicy, a dookoła niej wije się pozostałe sześć.
Wysuwam się na przód podejrzewając, że to kolejny potwór wysłany przez naszego
wroga.- Ale odwaga kwiatuszku- jej głos jest przesiąknięty jadem.- Życie ci nie
miłe? Moje macki są trujące- wyjaśnia z okropnym uśmiechem.
-Nie
waż się tknąć moich przyjaciół- mówię głośno, kiedy stwór unosi trzecią mackę i
owija ją blisko Allie tak, że moja siostra nie może się ruszyć, a nikt nie da
rady jej pomóc, bo zostanie otruta.
-Jakbym
miała zamiar cię słuchać- śmieje się, a ja czuję narastający gniew.- Moje maki
obejmą was wszystkich, mówi i zbliża macki do reszty. Wolna zostaję tylko ja.
Ciebie zostawię na koniec, jesteś zbyt słaba żeby mnie zabić- uśmiecha się
szyderczo. Czuję, że wściekłość rozlewa się po całym moim ciele. W przypływie
siły wyciągam sztylet.- Jeśli się do mnie zbliżysz zabiję ich- syczy.
Ja natomiast kalkuluję moje szanse. Jeśli mi
się nie uda wszyscy zginiemy. Jednak ja mam pewność, że mi się uda. Przucam
sztyletem w moją przeciwniczkę z wielką siłą zanim zdążę się rozmyślić.
Następuje sekunda oczekiwania, aż w końcu zdaję sobie sprawę, że trafiłam
prosto w jej serce.
Kobieta obróciła się w proch uwalniając
moich przyjaciół. Sztylet z brzdękiem uderza o ziemię. Zabieram go z podłogi i
odwracam się do przyjaciół.. Widzę ich zaskoczone miny.
-no
co?- pytam.
Chyba
już kapuję przepowiednię… a przynajmniej jej fragment- stwierdza Chiara. Patrzę
na nią zaskoczona- „Jeden heros z mądrości narodzony, przez bogów darami
obdarzony (…)”. Kiedy się tak wściekłaś nad tobą pojawił się cień Aresa-
wyjaśnia.
-O
matko-mówię zaskoczona.
-Ale
przepowiednia nie mówi tylko o Aresie i naszej matce- mówi Allie.
-możemy
się spodziewać, że w różnych sytuacjach będą się objawiać inne zdolności Amber,
które dostała w prezencie on bogów- odzywa się Travis.
-Znawcy
się wzięli- śmieję się usiłując ukryć zdezorientowanie.
Jakiś czas później wszyscy układamy się do
snu, mając nadzieję, że jutrzejszy dzień będzie lepszy, bezpieczniejszy.
***
Cieszycie
się, że rozdział w końcu jest? Ja się bardzo cieszę, że w końcu znalazłam siłę,
żeby to napisać, bo zbierałam się i nie mogłam się zebrać…
Mam
nadzieję, że się podoba, chciałabym zobaczyć jakieś komentarze, pod tym postem,
ponieważ widzę, że ostatnio spadło zainteresowanie :/.
Następny
rozdział prawdopodobnie w grudniu, jednak chyba już w ferie świąteczne,
ponieważ u nas będą już wystawiać proponowane i będę miała urwanie głowy
związane z poprawianiem ocen…
W
takim razie do zobaczenia:
Gabrysia
M.