Wysiedliśmy z samochodu, Argus szybko odjechał pozostawiając nas samych sobie. Przez całą drogę milczeliśmy. Niektórzy- jak na przykład Allie- dosypiali. Jednak teraz skończyła się zabawa. Brak taryfy. Brak nadziei, że to może jest jednak głupi żart. Zarzuciliśmy plecaki na ramiona i ruszyliśmy do parku, w którym nie cały miesiąc temu obudziłam się nic nie pamiętając. Siadamy na trawie w cieniu starając się być jak najmniej zauważalni. Chiara w samochodzie wyjaśniła mi, że zazwyczaj na misję wyruszają trzy osoby, a i tak potwory potrafią ich całkiem nieźle wyczuć. Nas jest szóstka, więc musimy być jeszcze bardziej ostrożni.
Siedzimy w milczeniu do póki nie zauważam,
że wszyscy wlepiają we mnie wzrok oczekując, że jako przywódca misji powiem coś,
co będzie miało jakikolwiek sens. Wzdycham. Szczerze wolałabym żeby mówił ktoś
kto był już na misji.
-No
dobra- zaczynam nie pewnie.- nie ma już odwrotu i musimy działać ostrożnie, bo
nie chcemy natrafić na potwory i narobić sobie problemów- mówię drapiąc się w
rękę. Napotykam wzrok Alex’a. Ma uniesione brwi. Denerwuję się.- Dobra ile
mniej więcej mamy prowiantu?- pytam ich.
-Nie
wiemy. Musimy to sprawdzić- odzywa się Chiara.
-No
to zobaczmy- każdy otwiera plecak i wyciąga z niego jedzenie. Przeliczam mniej
więcej wzrokiem.- Dwa tuziny kanapek. Czyli po cztery przypada na każdego-
zaczynam.- Mamy dwanaście batoników z ambrozją. Sześć soków i sześć butelek
wody lekko gazowanej. Dwie duże paczki herbatników, jedną ciastek czekoladowych, Trzy drożdżówki,
więc mam nadzieję, że podzielimy się nimi każdy po pół, wafle ryżowe?- patrzę
zdziwiona na opakowanie.
-No
co? Jesteśmy na misji! Potrzebujemy dużo energii, a mi właśnie wafle ją dają-
broni się Chiara.
-Bleee,
ale jak nie będzie nic innego to jakoś trzeba będzie przeżyć….- wzdycham.- Ja
mam jeszcze tabliczkę gorzkiej czekolady, bo dodaje energii.
-Proponuję
schować to do wszystkich plecaków, mniej więcej po równo, bo jeśli stracimy
jakiś plecak nie będziemy głodować- odzywa się Adam.
-Zgadzam
się- mówi Travis.
-Okey.
Ja też się zgadzam- pakujemy jedzenie, każdy bierze po cztery kanapki po jednym
rodzaju napoju, po dwa batoniki, resztę każdy wkłada tak jak się da.
-A
ile mamy pieniędzy?- pyta Allie. Wysypujemy swoje oszczędności.- Sto dolarów,
na bogów skąd tyle? I trzydzieści drachm, ale przypuszczalnie nie będziemy aż
tyle potrzebować- mówi Allie.
-Dobra.
Ja to przechowam- zbieram pieniądze i wrzucam do dwóch sakiewek. Obie chowam
jak najgłębiej w małej kieszonce.
-Tak
jeszcze dla pewności… każdy ma broń?- odzywa się Alex. Pokazuję, pasek, na
którym w pochwie umieszczony jest mój sztylet. Chiara unosi bransoletkę i
ukazuje jedną zawieszkę, która wygląda jak jej spiżowy sztylet.
-Mam
miecz- Allie ukazuje miecz wsadzony do pochwy u jej boku.
-Ciekawe
co widzą śmiertelnicy- zastanawiam się.
-Lepiej
nie wiedzieć- wtrąca się Travis.- Ja też mam mój miecz- patrzy na Alex’a, który
pokazuje „telefon”.
-A
ja mam cały zestaw sztyletów w plecaku i miecz tutaj- on też ma broń
przyczepioną do paska.
-A
po co ci zestaw sztyletów casanovo?- Chiara patrzy na niego kpiąco.
-Ty
powinnaś wiedzieć. Ja jeszcze nie byłem na misji- mówi wyzywająco.
-Nie
chcemy kłótni!- mówię głośno chcąc ich uspokoić.- A teraz Travis nam opowie, co
podsłuchał o naszej misji, bo za wiele to nam nie powiedzieli- wszyscy zwracamy
głowy na syna Hermesa wyczekująco.
-Zacznijmy
od tego, że są nie wyjaśnione zaginięcia herosów, starszych od nas, ale takich,
którzy po dwóch, trzech latach przyjeżdżania do obozu stwierdzili, że im to nie
potrzebne, bo i tak ich boscy rodzice są podrzędni, więc potwory nie atakują
ich za bardzo- rozpoczyna.
-To
bez sensu- przerywam mu.- Po co ktoś miałby porywać herosów?
-Może
odchodzą z własnej woli, ale znikając z dnia na dzień ich znajomi i bliscy się
martwią uznając to za porwania- tłumaczy mi Allie.- Kontynuuj Travis.
-Druga
sprawa to taka, że pojawiają się potwory, o których żadne książki mitologiczne
nie słyszały. Podobno sama Dwunastka o nich nie słyszała- dodaje przyciszonym
głosem.
-Przecież
to nie możliwe!- odzywa się Alex.- Znaczy… przecież nie da się stworzyć nowego
potwora, demona czy jak im tam- patrzy po naszych twarzach.
-Teraz
nie byłabym już tego taka pewna- kręci głową Chiara.
-No
dobra. Najważniejsze jest to, że każdy w naszym świecie, wie, że pojawiło się
nowe zagrożenie, więc może uda nam się działać, tak?- Adam patrzy po naszych
twarzach, jednak nikt nie odpowiada. Nigdy nic nie wiadomo, kto postanowi
ingerować w nasze zadanie.
-Dobra.
Zbierajmy się- wstaliśmy wszyscy z trawy zabierając plecaki.
Nie było nawet jeszcze dziesiątej, a słońce
prażyło już jak oszalałe. Wyszliśmy z cienia i wyszliśmy na główną alejkę. Nie
wiedziałam, co myśleć o tej misji. Przerażające potwory, które nigdy wcześniej
nie istniały, masowe zaginięcia herosów. Dlaczego Olimpijczycy, nie mogą nam
pomóc? Dlaczego nawet Zeus nie wie co się dzieje?
-Amber?!-
słyszę wołanie. Zatrzymuję się jak wryta. Idący obok mnie przyjaciele
zaskoczeni odwracają głowy, ja robię to samo. Widzę to czego obawiałam się
najbardziej. Lucas i Spencer.
-Kto
to?- Alex szepcze mi do ucha. W jego głosie słyszę ledwie zauważalną zazdrość.
-Ten
chłopak znalazł mnie jak tu wylądowałam- mówię cicho, ale wszyscy moi
towarzysze mnie słyszą.
-Amber-
Lucas podbiega do mnie i przytula mocno, szybko odsuwam go od siebie jakby
parzył.- Wybacz nam za mamę, czasem ma gdzieś nasze uczucia, ale zrobiła to co
dla ciebie jej zdaniem było najlepsze- tłumaczy, ale zauważa wzrok moich
przyjaciół i przerywa wywód.
-Gdzie
ty byłaś? Szukaliśmy cię- podchodzi do nas Spencer.
-Znalazłam
miejsce, do którego mama chciała mnie wysłać wiele lat temu. Miałam trochę
pieniędzy, po prostu pojechałam tam- mówię chłodno.
-A
oni?- Lucas patrzy na nich niezbyt przyjaźnie.
-Moi
przyjaciele- wyjaśniam.
-Policja
stwierdziła, że nie mają zamiaru ścigać wyobrażenia, ale wiesz, że kiedyś cię
znajdą?- uśmiecha się krzywo Spencer. Kiedy ją poznałam wydawała się milsza.
-Dyrektor
obozu to załatwi- odzywa się Alex.
-Ale,
co tu robisz?- pyta Lucas nie zwracając uwagi na wcześniejszą wymianę zdań.
-Wybraliśmy
się na wycieczkę- mówi ironicznie Chiara. W jej głosie słyszę również irytację.
-Musimy
iść- Allie trąca mnie ramieniem.- Nie…. Miło było was poznać- odwraca się i
zaczyna iść w kierunku, który obraliśmy wcześniej.
-Amber,
może zaglądniesz do nas?- pyta Lucas.
-Nie
mam zbyt przyjemnych wspomnień z tamtym miejscem- mówię.
-Amber!
Musimy iść, bo może być kiepsko, za długo jesteśmy w jednym miejscu- stara się
mnie odwieść od tego pomysłu Travis, ale rodzeństwo rozumie to opacznie.
-Czyżbyście
byli zbiegami?- Spencer rozwiera oczy ze zdziwienia.- Ale jaja!- Allie wkurzona
wraca do naszej grupki.
-Nie
prawda! Nic tu nie widzieliście! Jesteśmy zwykłą grupką przechodniów, tylko wam
się wydawało, że widzicie Amber!- woła zirytowana, a ja w duchu dziękuję, że w
parku nie ma jeszcze wielu ludzi.
Nagle zaczyna dziać się coś dziwnego. Oczy
Lucasa i Spencer stają się zamglone, odwracają się od nas i idą w kierunku, z
którego przyszli. Otwieram szeroko buzię ze zdziwienia. Widziałam już sporo
dziwacznych rzeczy w moim życiu, ale czegoś takiego jeszcze nigdy.
-Co
im się stało?- pyta zaskoczony Adam. Widzę go takim chyba po raz pierwszy od
kiedy go poznałam. Zazwyczaj jest ironiczny i denerwujący.
-Mam
błogosławieństwo Hekate, ale nigdy nie umiałam posługiwać się magią, zwłaszcza
Mgłą- mówi dumna z siebie.
-Moja
malutka Allie zdobyła nową zdolność- Chiara przyciąga do siebie blondynkę i
czochra jej włosy.
-Nieeeeeeeee!!!
Zostaw mnieeee!- moja siostra wyrywa się z objęć córki Dionizosa i zaczyna
uciekać w kierunku, do którego zmierzaliśmy. Ze śmiechem ruszamy za nią.
***
Dochodzi wieczór. Od rana przemierzyliśmy
sporą drogę. Wyjechaliśmy z miasta jednym z autobusów i znaleźliśmy się- dosłownie
powiedziawszy- w lesie.
-Nie
jest źle- stwierdziła Amber.- Noc jest ciepła, prawdopodobnie nie będzie
padać, więc, bez problemu możemy spać na bluzach.
-Mam
całkiem spory koc. Pięć osób się zmieści- odzywa się Travis.
-Niby
gdzie ci się to zmieściło koleś?- w głosie Adama wyraźnie słychać kpinę.
-Jestem
mistrzem pakowania- wyciąga niewielkie pudełeczko i rozrzuca je, a ono rozkłada
się w całkiem sporych rozmiarów koc.- Po drugie to cacko jest z firmy ojca-
uśmiecha się triumfalnie na widok miny Alex’a i Adama.
-Powiedziałeś,
że pomieści pięć osób, ale nas jest szóstka- wzdycha Allie.
-Fakt,
ale ktoś musi trzymać wartę- wtrącam się.- Ja biorę pierwsze dwie godziny,
potem obudzę Adama on obudzi Allie, ona Alex’a, potem Amber i Travis, może
być?- pytam.
-Jasne-
zgadzają się wszyscy.
Kiedy słońce całkowicie znika za horyzontem, wszyscy układają się do snu, a ja siadam na trawie, w ręce trzymam
broń, ale mam świadomość, że w lesie nie napadnie nas nic zbyt groźnego. Chyba, że jesteśmy obserwowani. Podsuwam kolana pod brodę i pogrążam się w myślach.
Pakuję
do plecaka ostatnią paczkę ciastek, zarzucam bagaż na plecy i wychodzę po
drodze upijając łyk wina, które razem z rodzeństwem ukrywamy w swoich
schowkach. Oczywiście skoro jestem dzieckiem Dionizosa, pięć małych łyczków na
rozruszanie nie robi mi różnicy. Zamykam drzwi i przeskakuję po trzy schodki.
Kieruję się do miejsca ogniskowego. Nagle przede mną pojawia się muskularna postać.
Na sekundę przed zderzeniem, hamuję. Zadzieram głowę do góry i widzę
uśmiechającego się do mnie Max’a.
-Chciałem ci
tylko życzyć udanej misji- uśmiecha się, jednak znam go na tyle dobrze, że
wiem, ze ma ochotę zacząć się ze mnie śmiać.
-Dziękuję Max-
odpowiadam mu.
-Może uda nam
się jeszcze porozmawiać- patrzy mi w oczy.
-Nie rozumiem o
czym- udaję nie doinformowaną.
-Chiara, nie udawaj.
Dobrze wiesz, że chcę żebyśmy wszystko sobie wyjaśnili- wzdycha z lekką
irytacją.
-Wyjaśniliśmy
sobie wszystko Max. Już kilka lat temu.
-Jednak to mi
nie wystarcza, Chciałbym…. Chciałbym, żebyśmy byli sobie bliżsi- kładzie bi ręce
na ramionach.
-Byliśmy.
Kiedyś- strącam jedną z jego rąk. Jednak zanim zdążam strącić drugą on zbliża
się do mnie. Zaskoczona nie zdążam się uchylić i chłopak całuje mnie. Oddaję
pocałunek, jednak kiedy wraca mi myślenie szybko odpycham od siebie chłopaka.
-Jesteśmy dla
siebie stworzeni słońce –uśmiecha się.- Jeszcze będziemy razem- całuje mnie w
czoło i odchodzi, zostawiając mnie jak wmurowaną w ziemię.
Wstaję z trawy i podchodzę do śpiących na
kocu przyjaciół. Potrząsam lekko Adamem i mówię mu, że nadeszła jego kolej
warty. Chłopak siada na trawie, a ja zajmuję jego miejsce. Zasypiam szybko.
***
Witam herosi!
Taaak!
Nowy post na pocieszenie, że zaczyna się kolejny rok szkolny i rozdziały będą
się pojawiały z pewnością rzadziej i będą prawdopodobnie krótsze nawet niż te
teraz. Jednak na razie się tym nie przejmuję.
Rozdział
zadedykuję A. i PaKi, które od czasu
do czasu mi doradzały i wymagały różnych fragmentów XD.
A
teraz dziękuję i zapraszam do komentowania:
Gabrysia
M.