środa, 5 sierpnia 2015

Rozdział VIII



    Otwieram oczy przerażona. Zerkam kątem oka na budzik. Wyświetla się na nim godzina piąta rano. Próbuję jeszcze zasnąć, ale czuję się nie najlepiej. Możliwe, że to dlatego, że za półtorej godziny razem z przyjaciółmi wsiądę do samochodu, którym zostaniemy zawiezieni do miasta, a z tamtego miejsca będziemy musieli samodzielnie sobie poradzić. Jestem w obozie prawie od miesiąca, chociaż przyznaję straciłam nieco rachubę czasu. Wiem na pewno, że ciężko będzie wykonać misję na którą wyruszamy, ponieważ szukamy igły w stoku siana. Nie wiemy, co idziemy zwalczać nawet jeśli wierzymy, że jesteśmy młodzi i damy radę pokonać wszystkich i wszystko jeśli tylko kiwniemy palcem. Może i Percy twierdzi, że jestem już dobrze wyszkolona, może i idzie ze mną trójka doświadczonych herosów, może i Adam jako syn Aresa dobrze sobie radzi z bronią i wszystkim jeśli idzie o znęcanie, mordowanie i straszenie? Jest przecież jeszcze Alex. Jest w obozie od trzech dni. Nie mam bladego pojęcia czemu głupia zaproponowałam jego, albo dlaczego Chejron i Pan D. się na to zgodzili! Fakt. Rozmawiałam z nim wczoraj, ale byłam tak przytłoczona informacjami, że niezbyt rozumiałam o czym mówimy.
    Wszyscy szybko rozchodzimy się do swoich domków żeby odpocząć. Musimy być jutro wypoczęci i gotowi do misji. Wymieniam porozumiewawcze spojrzenia z Allie, która najwyraźniej chce żebym porozmawiała z Alex’em. Jeszcze chwilę wcześniej razem z Chiarą chciały mnie do tego przekonać, ale ja upierałam się, że to nie jest dobry pomysł, że jestem zmęczona… Ale najwyraźniej do mojej siostry nie docierają rozsądne argumenty. Wywracam oczami, a on uśmiecha się triumfalnie.
-Alex…- podbiegam do jego domku, w którym mieszka razem z Jasonem.
-O co chodzi?- uśmiecha się do mnie.
-Nie powinnam była cię proponować. Wystawiam cię na pewną śmierć. Wiem to, jeszcze mogę iść do Chejrona i powiedzieć, że wezmę kogoś innego zamiast ciebie. Naprawdę, może Się trochę powścieka, ale mu przejdzie, przecież to Chejron on jest przyjazny i dobr…- przerywam, bo Alex roześmiany zatyka mi usta ręką.
-Spokojnie. Przecież gdybym nie był gotowy nie puścił by mnie- odsuwa rękę od mojej buzi.- Pewnie nie pamiętasz, ale jak mieszkaliśmy w Grecji ćwiczyłem boks i szermierkę, bo mama uważała, że może mi się to przydać- zamierzam zaprotestować, że to nie wystarczy, ale on patrzy na mnie wzrokiem nieznoszącym sprzeciwu.- Co prawda nie miałem wielu zajęć z Percym, bo nie dawno dołączyłem, ale jak myślisz, co ja i Jason robimy na piętrze w domku? Jest nie używane, bo jest nas tylko dwóch, a nasza siostra, której swoją drogą nie poznałem jest Łowczynią Artemidy. Więc proszę cię, jakieś tam doświadczenie w walce mam… chociaż w sumie szkoda, że mój miecz nie ma wersji auto- grzebie chwilę w kieszeni i wyciąga coś co wygląda jak telefon. Alex klika przycisk, który powinien sprawić, że ekran się zaświeci, ale zamiast tego telefon zmienia się w srebrny miecz z czarną rączką.- Broń, którą dostałem od taty… chyba. Znalazłem go wczoraj wieczorem na łóżku, wcześniej musiałem używać jakiegoś starocia. Kiedy go włączyłem prawie przedziurawiłem sobie brzuch, ale za to kiedy walczyłem czułem się jakbym mógł zabić każdego potwora na świecie. Oczywiście to tylko odczucie, bo już się dowiedziałem, że potwory można tylko wyeliminować na jakiś czas- skrzywił się.
-I niby dlaczego czułeś się zwycięzcą? To miecz jak każdy inny- przewracam oczami zdegustowana. Nie lubię jak ludzie się przechwalają… Tylko ja tak mogę.
-Musielibyśmy powalczyć, żebyś to zobaczyła- odpowiada.- Nie chcę z tobą walczyć.
-A co boisz się, że skopię ci tyłek?- wystawiam mu język.
-Zdecydowanie nie- uśmiecha się, a ja odwzajemniam uśmiech. Wyciągam sztylet.
-Masz zamiar walczyć sztyletem? Wolałbym cię nie zabić- patrzy na mnie zdezorientowany, ponieważ ja jestem pewna siebie. Jeszcze nie widział mnie w akcji.
-Zaczynajmy- powstrzymuję śmiech. Jego mina jest zabójcza.
    Zaczynamy walkę, zbliżamy się do siebie i Alex ma właśnie wykonać cięcie. Myśli, że, co? Moja broń niby jest tak słaba? Odparowuję atak, a potem w półobrocie naciskam znacznie mocniej rączkę. Sztylet wydłuża się zamieniając się w miecz. Al jest zdezorientowany tylko przez chwilę. Uśmiecha się i zaczynamy walkę pełną parą. Kiedy następnym razem nasze miecze się spotykają rozumiem o co mu chodziło. Jego srebrne ostrze pokrywają niebieskie pioruny. Szybko odsuwam swoją broń, nie chcąc aby elektryczność przedostała się z jego broni na moją rażąc mnie przy tym. Jest ucieszony tym, że nagle się wycofałam jednak nie wie, że jeszcze w swoim mniemaniu nie zakończyłam walki. Wykonuję zwinny krok i ostrze mojej broni znajduje się tuż koło jego szyi.
-Mówiłam, że wygram- uśmiecham się radośnie. Miecz znowu staje się sztyletem, a ja odkładam go do pochwy, którą  mam przyczepioną do boku. Alex też chowa swoje telefono- mieczo- coś tam.
-Faktycznie. Wygrywanie to twoja specjalność, co?- zbliża się.
-A żebyś wiedział- odsuwam się. Posyłam mu całusa w powietrzu i udaję się do domku Ateny.
    Wzdycham głęboko. Ciągle rozpatruję wspomnienia związane z Alex’em. To trochę nie fair w stosunku do niego. W końcu powiedziałam mu, że nie chcę z nim być, że go praktycznie nie pamiętam. On zawsze się do mnie dostosowuje. Czuję się podle. Powinnam mu powiedzieć, że nawet jeżeli byliśmy parą zanim dziwnym trafem straciłam pamięć to nie będę z nim teraz. Przecież nie mam pewności czy naprawdę jesteśmy sobie przeznaczeni. To tylko on ma takie wyobrażenie. Wierzy, że jego najlepsza przyjaciółka z czasów dzieciństwa staje się dziewczyną, o której nie może przestać myśleć. Jestem dla niego nie uchwytna i może mu się wydawać, że to miłość, ale co jeśli tak nie jest? Co jeśli zakocham się w nim, zostaniemy parą i stwierdzi, że jednak nie jesteśmy sobie pisani. Nie chcę potem cierpieć. To prawie tak jakby Afrodyta powiedziała, że pomoże ci zdobyć miłość, a potem policzkuje cię mówiąc, że jesteś beznadziejnym, nic nie wartym zerem i nigdy nie poznasz nikogo kto by cię chciał………… Trochę depresyjnie… Wogule nie rozumiem skąd mi to przyszło do głowy. Przecież zazwyczaj nie myślę w ten sposób. Bycie pozytywnym jest moim znakiem rozpoznawczym.
   Słyszę szelest pościeli w sąsiednim łóżku.
-Która godzina?- widzą jak Allie wykopuje się z pod kołdry. Jest rozczochrana, ma podkrążone oczy i wygląda jakby zaraz miała zemdleć.
-Wpół do szóstej- odpowiadam przyglądając się jej z rozdziawionymi ustami.
-No co?- pyta mnie zaskoczona.
-Wyglądasz jak upiór- uśmiecham się wrednie.
-Pfff. Nienawidzę cie- opuszcza głowę na łóżko, a tym samym twarz ma w poduszce przez, co wygląda jeszcze bardziej komicznie.
-Wiesz, że musimy już wstać? Chejron poprosił żebyśmy przyszli o szóstej, bo skoro wyruszamy przed śniadaniem musimy dostać jakiś posiłek- mówię wygrzebując się z łóżka. Ona tylko mruczy coś niezrozumiale.- Allie leniu zbieraj tyłek i inne części ciała. Jak tu wrócę z łazienki nie chcę cię widzieć- informuję ją i zabieram ubranie. W łazience szybko wykonuję poranne czynności. Ubieram długie jeansy i podkoszulkę na ramiączkach, bluzę przewiązuję w pasie. Wracam do sypialni. Staję nad łóżkiem Allie i kręcę głową z niedowierzaniem.- Miałaś wstać- mówię poirytowana.
-Jeszcze pięć minutek- wzdycha i poprawia sobie okrycie.
-Sama tego chciałaś. Jeśli ja cię nie obudzę to idę po posiłki- grożę jej.
-To idź. Już kiedyś Chiara próbowała mnie obudzić- kiedy próbuje spać jest jeszcze bardziej denerwująca niż normalnie. Zdenerwowana wychodzę z domku po drodze chwytając swoją broń.  Biorę głęboki wdech i zastanawiam się do kogo zwrócić się o pomoc. Wpadam na pewien pomysł. Trudno. Najwyżej Allie mnie znienawidzi. Staję pod domkiem dzieciaków Aresa. Pukam energicznie do drzwi. Otwierają się gwałtownie.
-Liczyłam, że ty mi otworzysz- uśmiecham się na widok Adama.
-Taaak? A to niby czemu?- patrzy na mnie zdziwiony.
-Potrzebuję pomocy w obudzeniu Allie- wyjaśniam.
-Jeszcze nie wstała? Przecież za piętnaście minut mamy być w Wielkim Domu- mówi.
-No właśnie. Proszę. Weź już swoje rzeczy i chodź mi pomóż. Nie żeby coś, ale jak zobaczy ciebie to mam przeczucie, że wstanie szybciej niż zwykle- uśmiecham się szerzej. Adam zabiera swój plecak i wychodzi. Ma na sobie zwykłą białą koszulkę, która idealnie opina jego mięśnie. Wszyscy nasi przyjaciele gotowi stoją pod domkiem Ateny.
-A gdzie jest Allie?- pyta zaskoczona Chiara.
-Po to właśnie potrzebny mi jest Adam- wyjaśniam szybko. Adam rzuca plecak na ziemię, a bluzę kładzie na nim.
-No to chodź. Za dziesięć minut mamy być w Wielkim Domu- idziemy do domku Ateny wskazuję mu łóżko Allie. Zarzucam plecak na plecy.

***

   Dryfuję z powrotem ku krainie snu, z której przed chwilą wyrwała mnie Amber. Wiem, że Chiara mnie nie wyciągnie z łóżka. Już kiedyś usiłowała to ją podrapałam… Oczywiście przypadkiem. W życiu nie podrapałabym specjalnie najlepszej przyjaciółki.
-Wstawaj słońce- słyszę męski głos. Po dłuższej kwalfikacji udaje mi się dojść do tego, że to Adam Grey. Tylko, co on robi w moim śnie?- Zaraz musimy być w Wielkim Domu.
-Nie jesteś prawdziwy Adam. Nie możesz mi rozkazywać- mruczę. Słyszę cichy śmiech.
-Jestem w stu procentach realny- jego głos jest bardzo blisko mnie. Coś lekko muska mój policzek… wydaje się to być takie prawdziwe.
-To nie możliwe. Dlaczego miałbyś być w domku Ateny? Chyba, że….. AMBER!!!!!!- podrywam się z łóżka. Widzę siostrę jak śmieje się za Adamem. I wtedy przypadkiem mój wzrok pada na jego umięśnioną klatę, którą idealnie widać przez jego koszulkę.
-Mmmm sexy piżamka księżniczko- mruczy Grey. Czerwienię się. Mam na sobie baaaaardzo krótkie spodenki i krótki top, który odsłania praktycznie cały brzuch.
-Wypad Grey- warczę wkurzona. On uśmiecha się tylko łobuzersko.
-Tak jest madame- zbliża się do mnie, ale nagle jakby zmienia zdanie i wychodzi z domku. Ja natomiast patrzę wściekle na Amber.
-Masz pięć minut. Czekamy na ciebie na zewnątrz- posyła mi całusa i wychodzi z pomieszczenia. Wzdycham. Zabieram ubranie i idę do łazienki.

***

    Wychodzę z domku i podchodzę do grupki moich przyjaciół.
-No i co z Allison?- pyta mnie Adam.
-Skoro żyjemy to znaczy, że jakoś to będzie- uśmiecham się. Zapada niezręczna cisza.
-Jaki jest wogule cel naszej misji?- odzywa się Chiara.
-Mamy dowiedzieć się czemu… no dobra nie oszukujmy się. Szukamy wiatru w lesie- wzdycham.
-No dobra, jeśli mam być szczery to ja coś wiem-zaczyna Travis- ale jakby, co to wcale z Conorem nie mamy podsłuchu w Wielkim Domu- dodaje szybko.
-Opowiesz nam potem- mówię. Podchodzi do nas Allie.
-Co i kto opowie?- pyta Hall. Wyjaśniam jej szybko o czym rozmawialiśmy.
-Chodźcie do Wielkiego Domu. Chejron już pewnie na nas czeka- popędza nas Alex.
    Idziemy do Wielkiego Domu rozmawiając przy tym. Kiedy docieramy na miejsce Chejron daje nam ambrozję na misję uprzedzając żebyśmy jedli ją tylko w kryzysowych sytuacjach, a następnie sadza nas przy stole, a satyr podaje nam kanapki.

***

Taaaa... wiem, że nie jest to jakieś szczególne, ale nie mogłam wymyślić nic lepszego. Po drugie przepraszam, że tak późno, ale nie mogłam się zdecydować czy pisać coś więcej czy skończyć na tym, więc rozumiecie. Masm nadzieję, że się podobało i zapraszam do komentowania.
Gabrysia M.