Otwieram oczy przerażona. Zerkam kątem oka
na budzik. Wyświetla się na nim godzina piąta rano. Próbuję jeszcze zasnąć, ale
czuję się nie najlepiej. Możliwe, że to dlatego, że za półtorej godziny razem z
przyjaciółmi wsiądę do samochodu, którym zostaniemy zawiezieni do miasta, a z
tamtego miejsca będziemy musieli samodzielnie sobie poradzić. Jestem w obozie prawie
od miesiąca, chociaż przyznaję straciłam nieco rachubę czasu. Wiem na pewno, że
ciężko będzie wykonać misję na którą wyruszamy, ponieważ szukamy igły w stoku
siana. Nie wiemy, co idziemy zwalczać nawet jeśli wierzymy, że jesteśmy młodzi
i damy radę pokonać wszystkich i wszystko jeśli tylko kiwniemy palcem. Może i
Percy twierdzi, że jestem już dobrze wyszkolona, może i idzie ze mną trójka
doświadczonych herosów, może i Adam jako syn Aresa dobrze sobie radzi z bronią
i wszystkim jeśli idzie o znęcanie, mordowanie i straszenie? Jest przecież
jeszcze Alex. Jest w obozie od trzech dni. Nie mam bladego pojęcia czemu głupia
zaproponowałam jego, albo dlaczego Chejron i Pan D. się na to zgodzili! Fakt.
Rozmawiałam z nim wczoraj, ale byłam tak przytłoczona informacjami, że niezbyt
rozumiałam o czym mówimy.
Wszyscy
szybko rozchodzimy się do swoich domków żeby odpocząć. Musimy być jutro
wypoczęci i gotowi do misji. Wymieniam porozumiewawcze spojrzenia z Allie,
która najwyraźniej chce żebym porozmawiała z Alex’em. Jeszcze chwilę wcześniej
razem z Chiarą chciały mnie do tego przekonać, ale ja upierałam się, że to nie
jest dobry pomysł, że jestem zmęczona… Ale najwyraźniej do mojej siostry nie
docierają rozsądne argumenty. Wywracam oczami, a on uśmiecha się triumfalnie.
-Alex…-
podbiegam do jego domku, w którym mieszka razem z Jasonem.
-O co chodzi?-
uśmiecha się do mnie.
-Nie powinnam
była cię proponować. Wystawiam cię na pewną śmierć. Wiem to, jeszcze mogę iść do
Chejrona i powiedzieć, że wezmę kogoś innego zamiast ciebie. Naprawdę, może Się
trochę powścieka, ale mu przejdzie, przecież to Chejron on jest przyjazny i
dobr…- przerywam, bo Alex roześmiany zatyka mi usta ręką.
-Spokojnie.
Przecież gdybym nie był gotowy nie puścił by mnie- odsuwa rękę od mojej buzi.- Pewnie
nie pamiętasz, ale jak mieszkaliśmy w Grecji ćwiczyłem boks i szermierkę, bo
mama uważała, że może mi się to przydać- zamierzam zaprotestować, że to nie
wystarczy, ale on patrzy na mnie wzrokiem nieznoszącym sprzeciwu.- Co prawda
nie miałem wielu zajęć z Percym, bo nie dawno dołączyłem, ale jak myślisz, co
ja i Jason robimy na piętrze w domku? Jest nie używane, bo jest nas tylko
dwóch, a nasza siostra, której swoją drogą nie poznałem jest Łowczynią
Artemidy. Więc proszę cię, jakieś tam doświadczenie w walce mam… chociaż w
sumie szkoda, że mój miecz nie ma wersji auto- grzebie chwilę w kieszeni i
wyciąga coś co wygląda jak telefon. Alex klika przycisk, który powinien
sprawić, że ekran się zaświeci, ale zamiast tego telefon zmienia się w srebrny
miecz z czarną rączką.- Broń, którą dostałem od taty… chyba. Znalazłem go
wczoraj wieczorem na łóżku, wcześniej musiałem używać jakiegoś starocia. Kiedy
go włączyłem prawie przedziurawiłem sobie brzuch, ale za to kiedy walczyłem
czułem się jakbym mógł zabić każdego potwora na świecie. Oczywiście to tylko
odczucie, bo już się dowiedziałem, że potwory można tylko wyeliminować na jakiś
czas- skrzywił się.
-I niby dlaczego
czułeś się zwycięzcą? To miecz jak każdy inny- przewracam oczami zdegustowana.
Nie lubię jak ludzie się przechwalają… Tylko ja tak mogę.
-Musielibyśmy
powalczyć, żebyś to zobaczyła- odpowiada.- Nie chcę z tobą walczyć.
-A co boisz się,
że skopię ci tyłek?- wystawiam mu język.
-Zdecydowanie
nie- uśmiecha się, a ja odwzajemniam uśmiech. Wyciągam sztylet.
-Masz zamiar
walczyć sztyletem? Wolałbym cię nie zabić- patrzy na mnie zdezorientowany,
ponieważ ja jestem pewna siebie. Jeszcze nie widział mnie w akcji.
-Zaczynajmy-
powstrzymuję śmiech. Jego mina jest zabójcza.
Zaczynamy walkę, zbliżamy się do siebie i
Alex ma właśnie wykonać cięcie. Myśli, że, co? Moja broń niby jest tak słaba? Odparowuję
atak, a potem w półobrocie naciskam znacznie mocniej rączkę. Sztylet wydłuża
się zamieniając się w miecz. Al jest zdezorientowany tylko przez chwilę.
Uśmiecha się i zaczynamy walkę pełną parą. Kiedy następnym razem nasze miecze
się spotykają rozumiem o co mu chodziło. Jego srebrne ostrze pokrywają
niebieskie pioruny. Szybko odsuwam swoją broń, nie chcąc aby elektryczność
przedostała się z jego broni na moją rażąc mnie przy tym. Jest ucieszony tym,
że nagle się wycofałam jednak nie wie, że jeszcze w swoim mniemaniu nie
zakończyłam walki. Wykonuję zwinny krok i ostrze mojej broni znajduje się tuż
koło jego szyi.
-Mówiłam, że
wygram- uśmiecham się radośnie. Miecz znowu staje się sztyletem, a ja odkładam
go do pochwy, którą mam przyczepioną do
boku. Alex też chowa swoje telefono- mieczo- coś tam.
-Faktycznie.
Wygrywanie to twoja specjalność, co?- zbliża się.
-A żebyś
wiedział- odsuwam się. Posyłam mu całusa w powietrzu i udaję się do domku
Ateny.
Wzdycham głęboko. Ciągle rozpatruję
wspomnienia związane z Alex’em. To trochę nie fair w stosunku do niego. W końcu
powiedziałam mu, że nie chcę z nim być, że go praktycznie nie pamiętam. On
zawsze się do mnie dostosowuje. Czuję się podle. Powinnam mu powiedzieć, że
nawet jeżeli byliśmy parą zanim dziwnym trafem straciłam pamięć to nie będę z
nim teraz. Przecież nie mam pewności czy naprawdę jesteśmy sobie przeznaczeni.
To tylko on ma takie wyobrażenie. Wierzy, że jego najlepsza przyjaciółka z
czasów dzieciństwa staje się dziewczyną, o której nie może przestać myśleć.
Jestem dla niego nie uchwytna i może mu się wydawać, że to miłość, ale co jeśli
tak nie jest? Co jeśli zakocham się w nim, zostaniemy parą i stwierdzi, że
jednak nie jesteśmy sobie pisani. Nie chcę potem cierpieć. To prawie tak jakby
Afrodyta powiedziała, że pomoże ci zdobyć miłość, a potem policzkuje cię
mówiąc, że jesteś beznadziejnym, nic nie wartym zerem i nigdy nie poznasz
nikogo kto by cię chciał………… Trochę depresyjnie… Wogule nie rozumiem skąd mi to
przyszło do głowy. Przecież zazwyczaj nie myślę w ten sposób. Bycie pozytywnym
jest moim znakiem rozpoznawczym.
Słyszę szelest pościeli w sąsiednim łóżku.
-Która
godzina?- widzą jak Allie wykopuje się z pod kołdry. Jest rozczochrana, ma
podkrążone oczy i wygląda jakby zaraz miała zemdleć.
-Wpół
do szóstej- odpowiadam przyglądając się jej z rozdziawionymi ustami.
-No
co?- pyta mnie zaskoczona.
-Wyglądasz
jak upiór- uśmiecham się wrednie.
-Pfff.
Nienawidzę cie- opuszcza głowę na łóżko, a tym samym twarz ma w poduszce przez,
co wygląda jeszcze bardziej komicznie.
-Wiesz,
że musimy już wstać? Chejron poprosił żebyśmy przyszli o szóstej, bo skoro
wyruszamy przed śniadaniem musimy dostać jakiś posiłek- mówię wygrzebując się z
łóżka. Ona tylko mruczy coś niezrozumiale.- Allie leniu zbieraj tyłek i inne
części ciała. Jak tu wrócę z łazienki nie chcę cię widzieć- informuję ją i
zabieram ubranie. W łazience szybko wykonuję poranne czynności. Ubieram długie
jeansy i podkoszulkę na ramiączkach, bluzę przewiązuję w pasie. Wracam do
sypialni. Staję nad łóżkiem Allie i kręcę głową z niedowierzaniem.- Miałaś
wstać- mówię poirytowana.
-Jeszcze
pięć minutek- wzdycha i poprawia sobie okrycie.
-Sama
tego chciałaś. Jeśli ja cię nie obudzę to idę po posiłki- grożę jej.
-To
idź. Już kiedyś Chiara próbowała mnie obudzić- kiedy próbuje spać jest jeszcze
bardziej denerwująca niż normalnie. Zdenerwowana wychodzę z domku po drodze
chwytając swoją broń. Biorę głęboki
wdech i zastanawiam się do kogo zwrócić się o pomoc. Wpadam na pewien pomysł.
Trudno. Najwyżej Allie mnie znienawidzi. Staję pod domkiem dzieciaków Aresa.
Pukam energicznie do drzwi. Otwierają się gwałtownie.
-Liczyłam,
że ty mi otworzysz- uśmiecham się na widok Adama.
-Taaak?
A to niby czemu?- patrzy na mnie zdziwiony.
-Potrzebuję
pomocy w obudzeniu Allie- wyjaśniam.
-Jeszcze
nie wstała? Przecież za piętnaście minut mamy być w Wielkim Domu- mówi.
-No
właśnie. Proszę. Weź już swoje rzeczy i chodź mi pomóż. Nie żeby coś, ale jak
zobaczy ciebie to mam przeczucie, że wstanie szybciej niż zwykle- uśmiecham się
szerzej. Adam zabiera swój plecak i wychodzi. Ma na sobie zwykłą białą
koszulkę, która idealnie opina jego mięśnie. Wszyscy nasi przyjaciele gotowi
stoją pod domkiem Ateny.
-A
gdzie jest Allie?- pyta zaskoczona Chiara.
-Po
to właśnie potrzebny mi jest Adam- wyjaśniam szybko. Adam rzuca plecak na
ziemię, a bluzę kładzie na nim.
-No
to chodź. Za dziesięć minut mamy być w Wielkim Domu- idziemy do domku Ateny
wskazuję mu łóżko Allie. Zarzucam plecak na plecy.
***
Dryfuję z powrotem ku krainie snu, z której
przed chwilą wyrwała mnie Amber. Wiem, że Chiara mnie nie wyciągnie z łóżka.
Już kiedyś usiłowała to ją podrapałam… Oczywiście przypadkiem. W życiu nie
podrapałabym specjalnie najlepszej przyjaciółki.
-Wstawaj
słońce- słyszę męski głos. Po dłuższej kwalfikacji udaje mi się dojść do tego,
że to Adam Grey. Tylko, co on robi w moim śnie?- Zaraz musimy być w Wielkim
Domu.
-Nie
jesteś prawdziwy Adam. Nie możesz mi rozkazywać- mruczę. Słyszę cichy śmiech.
-Jestem
w stu procentach realny- jego głos jest bardzo blisko mnie. Coś lekko muska mój
policzek… wydaje się to być takie prawdziwe.
-To
nie możliwe. Dlaczego miałbyś być w domku Ateny? Chyba, że….. AMBER!!!!!!-
podrywam się z łóżka. Widzę siostrę jak śmieje się za Adamem. I wtedy
przypadkiem mój wzrok pada na jego umięśnioną klatę, którą idealnie widać przez
jego koszulkę.
-Mmmm
sexy piżamka księżniczko- mruczy Grey. Czerwienię się. Mam na sobie baaaaardzo
krótkie spodenki i krótki top, który odsłania praktycznie cały brzuch.
-Wypad
Grey- warczę wkurzona. On uśmiecha się tylko łobuzersko.
-Tak
jest madame- zbliża się do mnie, ale nagle jakby zmienia zdanie i wychodzi z
domku. Ja natomiast patrzę wściekle na Amber.
-Masz
pięć minut. Czekamy na ciebie na zewnątrz- posyła mi całusa i wychodzi z
pomieszczenia. Wzdycham. Zabieram ubranie i idę do łazienki.
***
Wychodzę z domku i podchodzę do grupki
moich przyjaciół.
-No
i co z Allison?- pyta mnie Adam.
-Skoro
żyjemy to znaczy, że jakoś to będzie- uśmiecham się. Zapada niezręczna cisza.
-Jaki
jest wogule cel naszej misji?- odzywa się Chiara.
-Mamy
dowiedzieć się czemu… no dobra nie oszukujmy się. Szukamy wiatru w lesie-
wzdycham.
-No
dobra, jeśli mam być szczery to ja coś wiem-zaczyna Travis- ale jakby, co to
wcale z Conorem nie mamy podsłuchu w Wielkim Domu- dodaje szybko.
-Opowiesz
nam potem- mówię. Podchodzi do nas Allie.
-Co
i kto opowie?- pyta Hall. Wyjaśniam jej szybko o czym rozmawialiśmy.
-Chodźcie
do Wielkiego Domu. Chejron już pewnie na nas czeka- popędza nas Alex.
Idziemy do Wielkiego Domu rozmawiając przy
tym. Kiedy docieramy na miejsce Chejron daje nam ambrozję na misję uprzedzając
żebyśmy jedli ją tylko w kryzysowych sytuacjach, a następnie sadza nas przy
stole, a satyr podaje nam kanapki.
***
Taaaa... wiem, że nie jest to jakieś szczególne, ale nie mogłam wymyślić nic lepszego. Po drugie przepraszam, że tak późno, ale nie mogłam się zdecydować czy pisać coś więcej czy skończyć na tym, więc rozumiecie. Masm nadzieję, że się podobało i zapraszam do komentowania.
Gabrysia M.